Cześć, dawno mnie tu nie było, huh? Mniejsza, przejdę do sedna. Wydaje mi się, że na razie potrzebuję przerwy. Cóż, całe życie nie kręci się na Violetcie, a ja mam także inne sprawy, które chciałabym załatwić poza tym blogiem. Ostatnio zaczęłam czytać różne opowiadania nie związane z tą telenowelą. Stwierdzam, że nie mam weny na Violettę. Nie wiem dlaczego, nie wiem kiedy ją odzyskam. Nic nie wiem. Nadal lubię ten serial, jednak nie jestem pewna czy, aż tak bardzo jak na początku. Przepraszam Was. Pewnie nie będę przez jakiś czas komentować Waszych blogów. Mam nadzieję, że zrozumiecie, i mimo wszystko, mimo tego, iż na razie odchodzę, zostaniecie ze mną, kiedy postanowię ponownie tu zawitać.
Jeszcze raz przepraszam,
Wasza Nelly. xx
wtorek, 22 kwietnia 2014
sobota, 12 kwietnia 2014
Chapter 6
Odeszła od instrumentu. Słowa piosenki zapisała w pamiętniku na kartce. Spojrzała na swoje dzieło. Uśmiechnęłaby się, gdyby nie to, iż nie miała takiej możliwości.
Nagle poczuła ból w brzuchu. Pobiegła do toalety i zaczęła wymiotować. Miała już dość tej całej ciąży. Tylko źle się czuła, a niedługo zacznie wyglądać jak jakaś bombka.
Kiedy poczuła się już trochę lepiej stanęła przed lustrem. Uniosła koszulkę do góry i dotknęłą swojego brzucha.
Poczuła jak ktoś obejmuje ją od tyłu. Wiedziała, iż to Diego.
Oparła głowę na jego ramieniu, a on zaś ucałował jej czoło.Wtuliła się w brata. Czuła to przyjemne ciepło, pierwszy raz od jakiegoś czasu było jej dobrze.
-Kiedy skończy się weekend wrócisz do Studio, dobrze?
-Muszę?-spytała.
Potwierdził skinieniem głowy.
Westchnęła.
-Co chcesz porobić?
-Nie wiem... Przejdziesz się ze mną na spacer? Potrzebuję świeżego powietrza.
-Jasne.
Poszła się przebrać. Założyła spodnie dresowe, oraz błękitną bluzkę. Zeszła na dół.
Przy drzwiach stał Diego, czekający na swoją siostrę. Kiedy do niego podeszła, wyszli z domu, zamykając wcześniej drzwi.
Westchnęła.
Czuła miłe podmuchy wiatru, które już dawno nie muskały jej ciała.Poczuła się nieco lepiej.Ten klimat dobrze na nią działał. Może jej samopoczucie nie zmieniło się jakoś drastycznie, lecz mdłości nieco ustąpiły.
Diego objął ją w pasie i ucałował czoło. Czy można pragnąć lepszego brata?
**
Ten dzień. Ta chwila. Ten moment. Trzeba stawić czoła problemom i iść na przód.
Poniedziałek.
Violetta wiedziała, iż ten dzień nastąpi. Nie chciała wracać do szkoły, musiała. I tak miała już długi czas nieobecności.
Westchnęła ciężko.
Dlaczego ten czas zleciał tak szybko? Dlaczego?
Jej ciało przystrajały już wygodne spodnie, oraz bluzka. Lekki makijaż na twarzy także być już gotowy.
Pozostało czekać na Diego.
Czy tylko ja mam wrażenie, iż przebywa w tej łazience dłużej niż ja?
Miała już dość czekania. Zamknął się tam już pól godziny temu.
-Diego rusz swoje cztery litery i się pośpiesz!
Po chwili chłopak usłuchał rozkazu wyraźnie rozdrażnionej siostry i pojawił się przy wyjściu.
Wymruczała ciche wreszcie.
-No co? To - wskazał na siebie - samo się nie zrobi.
Zgromiła go wzrokiem. Wolał nie denerwować jej podczas ciąży, więc nic już nie mówił. Teraz była jeszcze bardziej nerwowa.
Szli powoli do Studia. Starała się jak najbardziej wydłużyć drogę. Jednak w końcu stało się...
Stanęli przed budynkiem.
To ten czas...
Czas zmierzyć się z trudnościami.
AN: Nie skomentuję tego...
Nella
Nagle poczuła ból w brzuchu. Pobiegła do toalety i zaczęła wymiotować. Miała już dość tej całej ciąży. Tylko źle się czuła, a niedługo zacznie wyglądać jak jakaś bombka.
Kiedy poczuła się już trochę lepiej stanęła przed lustrem. Uniosła koszulkę do góry i dotknęłą swojego brzucha.
Poczuła jak ktoś obejmuje ją od tyłu. Wiedziała, iż to Diego.
Oparła głowę na jego ramieniu, a on zaś ucałował jej czoło.Wtuliła się w brata. Czuła to przyjemne ciepło, pierwszy raz od jakiegoś czasu było jej dobrze.
-Kiedy skończy się weekend wrócisz do Studio, dobrze?
-Muszę?-spytała.
Potwierdził skinieniem głowy.
Westchnęła.
-Co chcesz porobić?
-Nie wiem... Przejdziesz się ze mną na spacer? Potrzebuję świeżego powietrza.
-Jasne.
Poszła się przebrać. Założyła spodnie dresowe, oraz błękitną bluzkę. Zeszła na dół.
Przy drzwiach stał Diego, czekający na swoją siostrę. Kiedy do niego podeszła, wyszli z domu, zamykając wcześniej drzwi.
Westchnęła.
Czuła miłe podmuchy wiatru, które już dawno nie muskały jej ciała.Poczuła się nieco lepiej.Ten klimat dobrze na nią działał. Może jej samopoczucie nie zmieniło się jakoś drastycznie, lecz mdłości nieco ustąpiły.
Diego objął ją w pasie i ucałował czoło. Czy można pragnąć lepszego brata?
**
Ten dzień. Ta chwila. Ten moment. Trzeba stawić czoła problemom i iść na przód.
Poniedziałek.
Violetta wiedziała, iż ten dzień nastąpi. Nie chciała wracać do szkoły, musiała. I tak miała już długi czas nieobecności.
Westchnęła ciężko.
Dlaczego ten czas zleciał tak szybko? Dlaczego?
Jej ciało przystrajały już wygodne spodnie, oraz bluzka. Lekki makijaż na twarzy także być już gotowy.
Pozostało czekać na Diego.
Czy tylko ja mam wrażenie, iż przebywa w tej łazience dłużej niż ja?
Miała już dość czekania. Zamknął się tam już pól godziny temu.
-Diego rusz swoje cztery litery i się pośpiesz!
Po chwili chłopak usłuchał rozkazu wyraźnie rozdrażnionej siostry i pojawił się przy wyjściu.
Wymruczała ciche wreszcie.
-No co? To - wskazał na siebie - samo się nie zrobi.
Zgromiła go wzrokiem. Wolał nie denerwować jej podczas ciąży, więc nic już nie mówił. Teraz była jeszcze bardziej nerwowa.
Szli powoli do Studia. Starała się jak najbardziej wydłużyć drogę. Jednak w końcu stało się...
Stanęli przed budynkiem.
To ten czas...
Czas zmierzyć się z trudnościami.
~*~
AN: Nie skomentuję tego...
Nella
niedziela, 6 kwietnia 2014
:3
Niech KAŻDY kto czyta moje opowiadanie skomentuje ten post :3
Rozumiem, że niektórym się nie chce komentować... < xD > więc co jakiś czas będę robiła taki post, aby sprawdzić ile Was jest ^^
Do roboty ;D xD
~Nel
Rozumiem, że niektórym się nie chce komentować... < xD > więc co jakiś czas będę robiła taki post, aby sprawdzić ile Was jest ^^
Do roboty ;D xD
~Nel
sobota, 5 kwietnia 2014
Chapter 5 ~ Love will remember.
Diego wszedł do domu i przywitał siostrę całusem w czoło.
-Ciao. Jak się czujesz?
-Nie zadawaj mi pytań, jeśli znasz na nie odpowiedź.
-Jak się czujesz?-powtórzył.
-Źle. Taka odpowiedź jest wystarczająca?
-Wolałbym usłyszeć co innego, ale niech Ci będzie.
-Nie wymagaj ode mnie, abym była szczęśliwa, kiedy zaistniała sytuacja mi na to nie pozwala.
-Nie śmiałbym. Po prostu się o Ciebie martwię.
-Nie musisz.-powiedziała.-Jakby mnie tu nie było nie miałbyś na pewno o wiele problemów mniej.-to zdanie wypowiedziała o wiele ciszej. Chyba nie usłyszał, bo nie odezwał się ani słowem.
-Pójdę zrobić coś na obiad.-powiedział i ulotnił się z pokoju dziewczyny.
Postanowiła zobaczyć co tym razem o niej piszą. Weszła na swojego twittera. Jak zwykle pisali jaką to jest suką i szmatą. Poleciała jej jedna, pojedyncza łza, która rozprysnęła się na okładce jej różowego pamiętnika. Odłożyła laptopa na stolik i wzięła notatnik do ręki.
Skończyła wpis, po czym odłożyła swój fioletowy długopis i rozłożyła się na łóżku. Słowa, które zapisała były jak najbardziej szczere. Cała sytuacja ją przytłaczała. Była już u lekarza, który potwierdził jej ciąże. Jest w 1 miesiącu. Dziecko, tak jak opisała, będzie jej o tym wszystkim przypominało. Przecież to oczywiste, nieuniknione. Jeszcze raz wzięła do ręki swój skarb z którego wyjęła kilka zdjęć.
Trzymając je w dłoni patrzyła na nie ze smutkiem. Zniszczyła wszystkie dając sobie do zrozumienia, że wszystkie te wspaniałe chwile nie wrócą już nigdy. Nadzieja umiera ostania... W jej przypadku odeszła już dawno. Wszystko się zniszczyło. Leon był jej powietrzem. Najwyraźniej bez niego także można żyć.
Wstała z łóżka i podeszła do czarnego keyboardu stojącego w kącie pokoju, zaraz koło szafy z ubraniami. Ułożyła palce na klawiaturze, zaraz po czym instrument zaczął wydawać dźwięki.
-Love will remember*...-powiedziała dziewczyna.
*Miłość będzie pamiętać.
Przepraszam, że dopiero teraz xD
Taki króciutki :3
-Ciao. Jak się czujesz?
-Nie zadawaj mi pytań, jeśli znasz na nie odpowiedź.
-Jak się czujesz?-powtórzył.
-Źle. Taka odpowiedź jest wystarczająca?
-Wolałbym usłyszeć co innego, ale niech Ci będzie.
-Nie wymagaj ode mnie, abym była szczęśliwa, kiedy zaistniała sytuacja mi na to nie pozwala.
-Nie śmiałbym. Po prostu się o Ciebie martwię.
-Nie musisz.-powiedziała.-Jakby mnie tu nie było nie miałbyś na pewno o wiele problemów mniej.-to zdanie wypowiedziała o wiele ciszej. Chyba nie usłyszał, bo nie odezwał się ani słowem.
-Pójdę zrobić coś na obiad.-powiedział i ulotnił się z pokoju dziewczyny.
Postanowiła zobaczyć co tym razem o niej piszą. Weszła na swojego twittera. Jak zwykle pisali jaką to jest suką i szmatą. Poleciała jej jedna, pojedyncza łza, która rozprysnęła się na okładce jej różowego pamiętnika. Odłożyła laptopa na stolik i wzięła notatnik do ręki.
Skończyła wpis, po czym odłożyła swój fioletowy długopis i rozłożyła się na łóżku. Słowa, które zapisała były jak najbardziej szczere. Cała sytuacja ją przytłaczała. Była już u lekarza, który potwierdził jej ciąże. Jest w 1 miesiącu. Dziecko, tak jak opisała, będzie jej o tym wszystkim przypominało. Przecież to oczywiste, nieuniknione. Jeszcze raz wzięła do ręki swój skarb z którego wyjęła kilka zdjęć. Trzymając je w dłoni patrzyła na nie ze smutkiem. Zniszczyła wszystkie dając sobie do zrozumienia, że wszystkie te wspaniałe chwile nie wrócą już nigdy. Nadzieja umiera ostania... W jej przypadku odeszła już dawno. Wszystko się zniszczyło. Leon był jej powietrzem. Najwyraźniej bez niego także można żyć.
Wstała z łóżka i podeszła do czarnego keyboardu stojącego w kącie pokoju, zaraz koło szafy z ubraniami. Ułożyła palce na klawiaturze, zaraz po czym instrument zaczął wydawać dźwięki.
-Love will remember*...-powiedziała dziewczyna.
~*~
*Miłość będzie pamiętać.
Przepraszam, że dopiero teraz xD
Taki króciutki :3
sobota, 29 marca 2014
One Shot- "Wszystko ma swój koniec" cz. 1
Wszystko ma swój początek, jednak nadchodzi taki czas, kiedy ma również swój koniec. Życie człowieka, które trwa przez nieokreślony czas można zatem porównywać do miłości, która z czasem znika pozostawiając same wspomnienia, które niszczą nas od środka, zarazem wywołując łzy. Jednak coś mówi nam, iż ta osoba jest tam na górze, patrzy na nas i pranie, abyśmy zrozumieli, że na zawsze pozostanie w naszych sercach.
.
Pozwolił, aby z jego oczu wypłynęły łzy. Dlaczego musiało tak być? Nie chciał jej zdradzić. Ten pocałunek nic dla niego nie znaczył. To ona go pocałowała. Lara.
.
Szatyn nadal siedział na łóżku w swoim pokoju trzymając w rękach pamiętnik Violetty. Po przeczytaniu notatki przekartkował dziennik.
Z jego oka wypłynęła łza. Przerzucił kilka kartek.
Gwałtownie zerwał się na nogi. To wszystko go przerastało.
Przekartkował strony tak, aby przed oczami znajdował się jej ostatni wpis.
Teraz Violetta leżała w szpitalu przez nieudaną próbę samobójczą. Szczęśliwie nie umarła. Jednak nic nie było jeszcze wiadomo. Jest pod śpiączką, nie wiadomo czy się wybudzi. Wiadomo było jedno. Już nigdy nie będzie tak samo jak kiedyś.
Nie mógł zrozumieć tej całej sytuacji. Nie wiedział jak czuła się dziewczyna... Aż do teraz. Pamiętnik, którego nie powinien czytać, wylądował w jego rękach dzięki kuzynowi dziewczyny, Federico. Rozumiał Leona, więc mu pomagał.
Ogarnął się trochę i pojechał do szpitala. Ledwo utrzymywał równowagę na swoim motorze. Zazwyczaj nie sprawiało mu to trudności, jednak teraz było inaczej. Gdy był już pod budynkiem zszedł z maszyny i spojrzał na białą miejscówkę znajdującą się przed nim.
Wszedł do środka i podszedł do jakiejś kobiety stojącej za ladą.
-Przepraszam gdzie znajdę Violettę Castillo?-spytał ponuro.
-Jest pan kimś z rodziny?-zapytała.
Chwilę myślał.
-Jestem jej narzeczonym.-odpowiedział z trudem.
-Sala nr145, piętro 2.
-Dziękuję...-odpowiedział.
Udał się pod wyznaczoną salę. Spojrzał przez szklaną szybę w stronę łóżka, na którym leżała jego była dziewczyna.
-Pomóc w czymś?-usłyszał głos lekarza.
-Można wejść?-wskazał na salę.
-Na chwilę.
-A co z nią jest?
-Nadal jest w śpiączce. Nie wiadomo kiedy się obudzi.
-Yhym...-odparł i powoli wszedł do sali.
Usiadł na krześle obok dziewczyny. Widział ją pierwszy raz od ich zerwania. Jej dłoń, którą ujął w swoją pocałował lekko. Westchnął. Nie wiedział kiedy to wszystko się skończy. Nie wiedział czy w ogóle się skończy.
-Kocham Cię...-powiedział, a pojedyncza łza spłynęła z jego oka.
Jej powieki uniosły się ku górze. Powoli otworzyła oczy. Spojrzał na nią.
-Vvvioletta?
-Cco? Gdzie ja jestem? Nie znam Cię... Kim jesteś?-spytała zdezorientowana.
~*~
Dobra, macie 1 część... Nie wiem kiedy rozdział. Śpieszyłam się z tym, bo zaraz jadę do koleżanki na noc.
Przepraszam, że taki nijaki. Ogólnie żyć mi się nie chce... Mam czasem dość tego powalonego życia. Sama nie wiem po co tu jestem... Wydaje mi się, że w ogóle urodziłam się po to, aby cierpieć... ;P
Dobra, nie ważne. To nie jest miejsce do tego, żebym się wyżalała.
Adios...
~Idiota.
wtorek, 25 marca 2014
Chapter 4 - "Jak mam nie płakać (...) ?"
Kiedy usłyszała słowa brata momentalnie zakrztusiła się czekoladą.
-Co?! Po co?!
-Może się mylę... Ale wolę być pewny. Jeszcze mam jedno pytanie... Kiedy miałaś okres?
-Powinnam mieć jakieś 5 dni temu...-powiedziała, a z jej oczu zaczęły wypływać łzy. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Diego, do którego jeszcze nie zachodziła powaga sytuacji przytulił siostrę i pocałował w czoło. Otarł łzy spływające po jej policzkach. Westchnął.
-Wszystko będzie dobrze.-powiedział i jeszcze mocniej ją objął.
-Tak, wszystko będzie dobrze!-powiedziała cała mokra.-Dwa miesiące temu mimo własnej woli przespał się ze mną jakiś facet, którego nie znam, Leon mnie zostawił, osoby, które uważałam za przyjaciół stanęły po niego stronie nieświadome tego co na prawdę się stało i wyzywają mnie od szmat i dziwek, a na dodatek jestem w ciąży, ale nie! Nic się nie stało! Już nigdy nie będzie dobrze, nie rozumiesz tego?!-wykrzyczała jednym tchem i wyrwała się z jego ramion, po czym zamknęła się w swoim pokoju, rzucając na łóżko.
*kilka dni później*
Violetta wyszła z toalety trzymając w ręce test ciążowy.
-I co?
-Nie wiem, trzeba czekać...-powiedziała.-Weź to, nie mam ochoty patrzeć.-powiedziała i oddała Diego przedmiot. Usiadła na kanapie podkulając nogi, i przy okazji oplatając je ramionami. Jej brat przez chwilę się wahał, jednak w końcu spojrzał.
-Pozytywny...-powiedział załamany. Już za 9 miesięcy w ich domu miało pojawić się małe dziecko. Bał się... Jak mieli sobie poradzić, jeśli przez całe swoje życie nie mieli matki, a tatę w dzieciństwie zastąpił im przyjaciel rodziców. Ich ojciec cały czas pracował, nie mając czasu dla dzieci, a matka umarła przy porodzie. Nie wiedział jak to będzie.
-Damy sobie radę Violetta.
Nie odpowiadała, słyszał tylko jej szlochanie.
-Nie płacz, proszę.
-Jak mam nie płakać, skoro mój cały świat się wali?-odparła lekko unosząc głowę. -Proszę zostaw mnie samą...
-No nie wiem...
-Nic sobie nie zrobię, proszę...
-Eh... Ja pójdę do Studia, załapię się jeszcze na trzy ostatnie lekcje.-powiedział, a ona pokiwała głową na tak.-Jakby co to dzwoń...
Wyszedł z domu, przekręcając klucz w dolnym zamknięciu i zamyślony udał się do Studia. Doszedł do wniosku, iż trzeba będzie powiadomić o sprawie ich ojca. Może i nie poświęcał im czasu, ale swoje dzieci darzył miłością bezgraniczną. Mieszkał w Los Angeles, gdzie był dyrektorem wielkiej firmy budowlanej, co dało przyniosło mu wielkie zarobki i nigdy nie musiał martwić się o wyżywienie rodziny. Postanowił, że później zadzwoni do Violetty i z nią to ustali. Doszedł do szkoły, gdzie właśnie zaczynała się trzecia lekcja z Angie, nauczycielką śpiewu.
-Widzę, iż pan Castillo postanowił zawitać do nas dopiero teraz. Miło nam.
-Przepraszam, problemy rodzinne.-usłyszał cichy śmiech jego dawnej paczki, oraz szepty, jednak postanowił ich zignorować. Podczas zajęć nie mógł się skupić, więc dzwonek kończący dzisiejsze lekcje był dla niego wybawieniem. Wyszedł z sali i wyciągnął iPhona z prawej kieszeni spodni. Odszukał w kontaktach napis "Violetta" i nacisnął zieloną słuchawkę.Po kilku sygnałach odebrała.
V: Halo?
D: Hej, już wracam. Jak się trzymasz?
V: A jak mam się czuć?
Wywrócił oczami.
D: No dobra, dobra. Wiesz, że trzeba będzie poinformować ojca, iż zostanie dziadkiem?
V: Nie przypominaj...
D: Dokończymy w domu. Pa.
V: Adios...
~,~
Francesca, która przysłuchiwała się całej rozmowie była mocno zdziwiona tą informacją. Myślała nad tym jak ją wykorzystać. Miała już pewien plan. Musiała tylko wprowadzić go w życie. Uśmiechnęła się złowrogo.
-Wszystko będzie dobrze.-powiedział i jeszcze mocniej ją objął.
-Tak, wszystko będzie dobrze!-powiedziała cała mokra.-Dwa miesiące temu mimo własnej woli przespał się ze mną jakiś facet, którego nie znam, Leon mnie zostawił, osoby, które uważałam za przyjaciół stanęły po niego stronie nieświadome tego co na prawdę się stało i wyzywają mnie od szmat i dziwek, a na dodatek jestem w ciąży, ale nie! Nic się nie stało! Już nigdy nie będzie dobrze, nie rozumiesz tego?!-wykrzyczała jednym tchem i wyrwała się z jego ramion, po czym zamknęła się w swoim pokoju, rzucając na łóżko.
*kilka dni później*
Violetta wyszła z toalety trzymając w ręce test ciążowy.
-I co?
-Nie wiem, trzeba czekać...-powiedziała.-Weź to, nie mam ochoty patrzeć.-powiedziała i oddała Diego przedmiot. Usiadła na kanapie podkulając nogi, i przy okazji oplatając je ramionami. Jej brat przez chwilę się wahał, jednak w końcu spojrzał.
-Pozytywny...-powiedział załamany. Już za 9 miesięcy w ich domu miało pojawić się małe dziecko. Bał się... Jak mieli sobie poradzić, jeśli przez całe swoje życie nie mieli matki, a tatę w dzieciństwie zastąpił im przyjaciel rodziców. Ich ojciec cały czas pracował, nie mając czasu dla dzieci, a matka umarła przy porodzie. Nie wiedział jak to będzie.
-Damy sobie radę Violetta.
Nie odpowiadała, słyszał tylko jej szlochanie.
-Nie płacz, proszę.
-Jak mam nie płakać, skoro mój cały świat się wali?-odparła lekko unosząc głowę. -Proszę zostaw mnie samą...
-No nie wiem...
-Nic sobie nie zrobię, proszę...
-Eh... Ja pójdę do Studia, załapię się jeszcze na trzy ostatnie lekcje.-powiedział, a ona pokiwała głową na tak.-Jakby co to dzwoń...
Wyszedł z domu, przekręcając klucz w dolnym zamknięciu i zamyślony udał się do Studia. Doszedł do wniosku, iż trzeba będzie powiadomić o sprawie ich ojca. Może i nie poświęcał im czasu, ale swoje dzieci darzył miłością bezgraniczną. Mieszkał w Los Angeles, gdzie był dyrektorem wielkiej firmy budowlanej, co dało przyniosło mu wielkie zarobki i nigdy nie musiał martwić się o wyżywienie rodziny. Postanowił, że później zadzwoni do Violetty i z nią to ustali. Doszedł do szkoły, gdzie właśnie zaczynała się trzecia lekcja z Angie, nauczycielką śpiewu.
-Widzę, iż pan Castillo postanowił zawitać do nas dopiero teraz. Miło nam.
-Przepraszam, problemy rodzinne.-usłyszał cichy śmiech jego dawnej paczki, oraz szepty, jednak postanowił ich zignorować. Podczas zajęć nie mógł się skupić, więc dzwonek kończący dzisiejsze lekcje był dla niego wybawieniem. Wyszedł z sali i wyciągnął iPhona z prawej kieszeni spodni. Odszukał w kontaktach napis "Violetta" i nacisnął zieloną słuchawkę.Po kilku sygnałach odebrała.
V: Halo?
D: Hej, już wracam. Jak się trzymasz?
V: A jak mam się czuć?
Wywrócił oczami.
D: No dobra, dobra. Wiesz, że trzeba będzie poinformować ojca, iż zostanie dziadkiem?
V: Nie przypominaj...
D: Dokończymy w domu. Pa.
V: Adios...
~,~
Francesca, która przysłuchiwała się całej rozmowie była mocno zdziwiona tą informacją. Myślała nad tym jak ją wykorzystać. Miała już pewien plan. Musiała tylko wprowadzić go w życie. Uśmiechnęła się złowrogo.
poniedziałek, 24 marca 2014
Chapter 3 - "Te teksty to Ci po Ludmile zostały"
Wszedł wkurzony do domu ściągając czarne conversy. Violetta spojrzała na niego kątem oka.
-Co jest?-zapytała.
-Nic.
-Diego, nie kłam. Wyglądasz jakbyś miał zaraz wybuchnąć. Jak taka supernova.
-Te teksty to Ci po Ludmile zostały, wiesz? Posprzeczałem się z Francescą.-powiedział nieco spokojniej.
-O co chodziło?
-Nieważne...-powiedział, a ona chwilę pomyślała i stwierdziła, iż woli nie pytać. Zdawała sobie sprawę, że chodzi o nią. I tak już wystarczająco cierpiała. Słowa Francescy, jej dawnej przyjaciółki pewnie by ją tylko dobiły. Ponownie przykryła się miękkim kocem i zaczęła oglądać akurat lecący w telewizji film "Tres metros sobre el cielo".
Wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżku.
Jak ja mogłem się z nią być?!
Tak... Diego kiedyś spotykał się z Francescą. Wszystko jednak ma swój koniec. Zobaczył jaką ona jest wstrętną osobą. Bardzo ją kochał... Była dla niego najważniejszą kobietą, zaraz po jego siostrze. A teraz? Nie mógł uwierzyć jaką jest szmatą. Zwykłą szmatą. Jak można tak bardzo ranić ludzi?! Czy na prawdę potrzeba jej śmierci, aby zrozumieli?! Bał się tego. Już i tak to ją przerastało. Była na skraju wytrzymania, a jedna przykra sytuacja mogłaby doprowadzić do jej końca. Ujął twarz w dłonie i ciężko westchnął. Nie miał pojęcia jak to dalej będzie. Nic nie wiedział. Zupełnie nic. Ta "nicość" często go dręczyła. Nigdy nie wiesz, co będzie dalej. Czy musi tak być?
Usłyszał skrzypienie podłogi i trzask drzwi. Wstał powoli z łóżka i wyszedł z pokoju. Podszedł pod łazienkę.
-Wszystko ok?
-Tak, tylko źle się czuję...
-Pomóc Ci coś?
-Nie trzeba.
Westchnął i zszedł do kuchni, aby przygotować im po gorącej czekoladzie. Wyjął z szafki dwa kubki o barwie brzoskwiniowej z motywem renifera i przyrządził napój. Kiedy wyszła z toalety była trochę blada... Widział, że wymiotowała. Dotknął lekko jej czoła, nie było gorące. Podał jej kubek z czekoladą i usiedli razem na schodach. Zastanawiał się co mogło jej dolegać... Wymiotowała, była blada, jednak nie czuł, aby miała gorączkę.
-Jak się czujesz?
-Lepiej-odpowiedziała biorąc łyk gorącego napoju.
-Co ci jest? Boli Cię brzuch? Głowa?
-Ja mam wiedzieć co mi jest? Nie... Co to przesłuchanie? -,-
-Nie...-odpowiedział i myślał dalej. Martwił się o nią, była jego małą dziewczynką. No może już nie taką małą, ale jednak, nie zmieniało to tego, że kochał ją ponad życie. Nagle w jego głowie, jakby zapaliło się światełko. Wpadła mu do głowy jeszcze jedna diagnoza...
-Violetta...? Od kiedy masz te zawroty głowy itd...?
-Gdzieś... Od tygodnia? Dlaczego pytasz?
Teraz już prawie wszystko było jasne, dlaczego nie zauważył wcześniej?
-Masz zrobić test ciążowy...-powiedział nieco ciszej, jednak dość głośno, aby dziewczyna mogła usłyszeć.
-Co jest?-zapytała.
-Nic.
-Diego, nie kłam. Wyglądasz jakbyś miał zaraz wybuchnąć. Jak taka supernova.
-Te teksty to Ci po Ludmile zostały, wiesz? Posprzeczałem się z Francescą.-powiedział nieco spokojniej.
-O co chodziło?
-Nieważne...-powiedział, a ona chwilę pomyślała i stwierdziła, iż woli nie pytać. Zdawała sobie sprawę, że chodzi o nią. I tak już wystarczająco cierpiała. Słowa Francescy, jej dawnej przyjaciółki pewnie by ją tylko dobiły. Ponownie przykryła się miękkim kocem i zaczęła oglądać akurat lecący w telewizji film "Tres metros sobre el cielo".
Wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżku.
Jak ja mogłem się z nią być?!
Tak... Diego kiedyś spotykał się z Francescą. Wszystko jednak ma swój koniec. Zobaczył jaką ona jest wstrętną osobą. Bardzo ją kochał... Była dla niego najważniejszą kobietą, zaraz po jego siostrze. A teraz? Nie mógł uwierzyć jaką jest szmatą. Zwykłą szmatą. Jak można tak bardzo ranić ludzi?! Czy na prawdę potrzeba jej śmierci, aby zrozumieli?! Bał się tego. Już i tak to ją przerastało. Była na skraju wytrzymania, a jedna przykra sytuacja mogłaby doprowadzić do jej końca. Ujął twarz w dłonie i ciężko westchnął. Nie miał pojęcia jak to dalej będzie. Nic nie wiedział. Zupełnie nic. Ta "nicość" często go dręczyła. Nigdy nie wiesz, co będzie dalej. Czy musi tak być?
Usłyszał skrzypienie podłogi i trzask drzwi. Wstał powoli z łóżka i wyszedł z pokoju. Podszedł pod łazienkę.
-Wszystko ok?
-Tak, tylko źle się czuję...
-Pomóc Ci coś?
-Nie trzeba.
Westchnął i zszedł do kuchni, aby przygotować im po gorącej czekoladzie. Wyjął z szafki dwa kubki o barwie brzoskwiniowej z motywem renifera i przyrządził napój. Kiedy wyszła z toalety była trochę blada... Widział, że wymiotowała. Dotknął lekko jej czoła, nie było gorące. Podał jej kubek z czekoladą i usiedli razem na schodach. Zastanawiał się co mogło jej dolegać... Wymiotowała, była blada, jednak nie czuł, aby miała gorączkę.
-Jak się czujesz?
-Lepiej-odpowiedziała biorąc łyk gorącego napoju.
-Co ci jest? Boli Cię brzuch? Głowa?
-Ja mam wiedzieć co mi jest? Nie... Co to przesłuchanie? -,-
-Nie...-odpowiedział i myślał dalej. Martwił się o nią, była jego małą dziewczynką. No może już nie taką małą, ale jednak, nie zmieniało to tego, że kochał ją ponad życie. Nagle w jego głowie, jakby zapaliło się światełko. Wpadła mu do głowy jeszcze jedna diagnoza...
-Violetta...? Od kiedy masz te zawroty głowy itd...?
-Gdzieś... Od tygodnia? Dlaczego pytasz?
Teraz już prawie wszystko było jasne, dlaczego nie zauważył wcześniej?
-Masz zrobić test ciążowy...-powiedział nieco ciszej, jednak dość głośno, aby dziewczyna mogła usłyszeć.
Łohohoho... xD
Dobra, jest nowy szbalon xD Znowu xD
Co chwilę ten co zrobię mi się nudzi, bo mi brzydkie wychodzą ;o
Ten też wyszedł do du*y ;ooo
Ale co tam ^^
Rozdział będzie jutro (prawdopodobnie).
~Nel
PS: Łapajcie Francuza z #Violetta3 *0* ♥
Co chwilę ten co zrobię mi się nudzi, bo mi brzydkie wychodzą ;o
Ten też wyszedł do du*y ;ooo
Ale co tam ^^
Rozdział będzie jutro (prawdopodobnie).
~Nel
PS: Łapajcie Francuza z #Violetta3 *0* ♥
środa, 19 marca 2014
Chaper 2 - "Wszystko pozostaje w rodzinie"
Promienie słońca muskały jego czarne włosy i blade policzki. Nie był w pełni usatysfakcjonowany z zapewnień siostry. Bardzo się o nią bał. Nie wytrzymałby jej odejścia. Zazwyczaj był silny, jednak odczucie utraty osoby dla niego najważniejszej było jego największą słabością. Za każdym razem takie wyobrażenie przyprawiało go o łzy. I tym razem z jego oka wyleciała jedna, pojedyncza łza, którą szybko starł. Nie chciał by inni widzieli jego słabe strony. I tak już był nielubiany. W końcu wszystko pozostaje w rodzinie. Wchodząc do budynku już był opanowany. Widział na sobie wrogie spojrzenia dawnej paczki, do której należał z siostrą. Dało się usłyszeć cisze szepty i śmiechy. Nagle podeszła do niego Francesca.
-A gdzie ta szmata? Co, pewnie się z kimś pieprzy?-powiedziała roześmiana.
-Jeszcze raz coś takiego powiesz, to obiecuję Ci, że zapomnę, iż dziewczyn się nie bije!-odpowiedział wkurzony.
-Haha, nie zabronisz mi.-prychnęła niemiło. Po tych słowach już mocno wkurzony Diego uderzył ją w policzek. Syknęła z bólu i położyła dłoń w miejscu, w które przed chwilą dostała.
-Co to ma być Diego?!-krzyknął Pablo, który przypadkiem zauważył całą sytuację.
-Nic-powiedział bez uczuciowo.
-Nie jestem idiotą, gadać mi co tu się stało. Szybko.-Dlaczego ją uderzyłeś?
-Nic. Zwyczajnie mnie zdenerwował.
-A co takiego zrobiła?-uniósł brew.
-Nazwała mnie debilem.(xD)-skłamał.
-I to są powody, aby bić dziewczynę?! Diego nie poznaję Cię... Idź do domu i wszystko sobie przemyśl-powiedział i odszedł. Francesca znowu się zaśmiała.
-Jeszcze mnie popamiętasz-powiedziała i poszła do reszty grupy.
~,~
Przystojny szatyn siedział na kanapie ze swoją dziewczyną. Oglądali razem jakiś horror. Co chwilę Leon muskał usta Jasmine, na co ona się uśmiechała. Ze względu na to, iż dziewczyna nie pochodziła z kraju hiszpańskojęzycznego porozumiewali się za pomocą angielskiego. Była od niego o 2 lata młodsza, jednak nie przeszkadzało im to. Była ona osobą, która również kochała muzykę. Miała wielki potencjał i piękny głos. Wyróżniała się wyjątkową urodą. Jej włosy przybierały kolor brązowy, a końcówki zafarbowała na trochę jaśniejszy odcień tej samej barwy. Nie wiedziała o przeszłości chłopaka. "Zapomniał" ją o niej poinformować. Żyła z nim w kłamstwie. Ona niczego nie świadoma była z nim szczęśliwa.
Co chwilę wtulała się w Verdasa, ponieważ wybrał najstraszniejszy horror jaki tylko znalazł. Zresztą nie przypadkowo...
~*~
Taki nudnyyy :C
Nie podoba mi się! :C
Nie piszę więceeej CC:
Ne ce mi se XD
~Nel
-A gdzie ta szmata? Co, pewnie się z kimś pieprzy?-powiedziała roześmiana.
-Jeszcze raz coś takiego powiesz, to obiecuję Ci, że zapomnę, iż dziewczyn się nie bije!-odpowiedział wkurzony.
-Haha, nie zabronisz mi.-prychnęła niemiło. Po tych słowach już mocno wkurzony Diego uderzył ją w policzek. Syknęła z bólu i położyła dłoń w miejscu, w które przed chwilą dostała.
-Co to ma być Diego?!-krzyknął Pablo, który przypadkiem zauważył całą sytuację.
-Nic-powiedział bez uczuciowo.
-Nie jestem idiotą, gadać mi co tu się stało. Szybko.-Dlaczego ją uderzyłeś?
-Nic. Zwyczajnie mnie zdenerwował.
-A co takiego zrobiła?-uniósł brew.
-Nazwała mnie debilem.(xD)-skłamał.
-I to są powody, aby bić dziewczynę?! Diego nie poznaję Cię... Idź do domu i wszystko sobie przemyśl-powiedział i odszedł. Francesca znowu się zaśmiała.
-Jeszcze mnie popamiętasz-powiedziała i poszła do reszty grupy.
~,~
Przystojny szatyn siedział na kanapie ze swoją dziewczyną. Oglądali razem jakiś horror. Co chwilę Leon muskał usta Jasmine, na co ona się uśmiechała. Ze względu na to, iż dziewczyna nie pochodziła z kraju hiszpańskojęzycznego porozumiewali się za pomocą angielskiego. Była od niego o 2 lata młodsza, jednak nie przeszkadzało im to. Była ona osobą, która również kochała muzykę. Miała wielki potencjał i piękny głos. Wyróżniała się wyjątkową urodą. Jej włosy przybierały kolor brązowy, a końcówki zafarbowała na trochę jaśniejszy odcień tej samej barwy. Nie wiedziała o przeszłości chłopaka. "Zapomniał" ją o niej poinformować. Żyła z nim w kłamstwie. Ona niczego nie świadoma była z nim szczęśliwa.
Co chwilę wtulała się w Verdasa, ponieważ wybrał najstraszniejszy horror jaki tylko znalazł. Zresztą nie przypadkowo...
~*~
Taki nudnyyy :C
Nie podoba mi się! :C
Nie piszę więceeej CC:
Ne ce mi se XD
~Nel
wtorek, 18 marca 2014
...
Już sama nie wiem -,-
Komentowały 2 osoby... Zakończyłam tamto opowiadanie, zaczęłam nowe i NIC...
Czyta to ktoś w ogóle? Bo jak pod tym postem nie będzie co najmniej 2..? komentarzy to chyba kończę pisać na tym blogu ;p
A szkoda, bo teraz zaczęłam opowiadanie, które jaki pierwsze całkiem mi się podobało, no ale jak tam chcecie.
Komentowały 2 osoby... Zakończyłam tamto opowiadanie, zaczęłam nowe i NIC...
Czyta to ktoś w ogóle? Bo jak pod tym postem nie będzie co najmniej 2..? komentarzy to chyba kończę pisać na tym blogu ;p
A szkoda, bo teraz zaczęłam opowiadanie, które jaki pierwsze całkiem mi się podobało, no ale jak tam chcecie.
poniedziałek, 17 marca 2014
Chapter 1 - "Obiecuję..."
Kartka pamiętnika przesiąknęła już łzami. Odłożyła notatnik i schowała twarz w dłoniach. Zaczęła krzyczeć jednocześnie mocząc bluzkę słonymi "kroplami". Dlaczego to wszystko jest takie trudne?!
Myślała co ze sobą zrobić... Nie wiedziała czy to ma sens. Nie chciała się zabijać. Nie chciała ranić swojego brata. Był teraz wszystkim co jej zostało. Jednak ten ból był nie do zniesienia. Wyciągnęła dłoń w stronę szafki stojącej tuż obok i powoli wyciągnęła z niej żyletkę. Zaczęła przybliżać ją do drżącej ręki. Już miała zrobić ten pierwszy najtrudniejszy ruch, jednak do jej pokoju wpadł Diego. Kiedy ujrzał swoją siostrę szybko podbiegł do niej i wytrącił z jej ręki rzecz, która zaraz miała dotknąć jej nadgarstka.
-Violetta, co ty robisz?!-DLACZEGO TO TAK BOLI?!! JA NIE CHCĘ DŁUŻEJ ŻYĆ!!!-powiedziała krzycząc przez łzy. On nic nie odpowiedział tylko mocno ją do siebie przytulił i lekko ucałował jej czoło. Usiadł z nią na łóżku, posadził na kolanach i spojrzał w oczy.
-Proszę nie rób mi tego więcej, nie wiem co bym zrobił jakbym wszedł chwilę później siostrzyczko... Proszę Cię, wiem, że jest Ci trudno, ale razem jakoś damy radę. Obiecuję Ci to-powiedział i ponownie pocałował nastolatkę w czoło. Kiedy zauważył, że ma zamknięte oczy, położył ją i przykrył miękkim, beżowym kocem po czym wyszedł z jej pokoju lekko przymykając drzwi. Chwilę wcześniej spojrzał na nią jeszcze raz.
-Obiecuję-westchnął cicho
*kolejny dzień*
Diego wstał z samego rana, aby przygotować Violetcie śniadanie. Wyjął potrzebne składniki i przyrządził jej naleśniki z polewą czekoladową. Było to jej ulubione danie, więc miał nadzieję, że troszkę poprawi jej się humor.
Jak tylko spotkam Leona to obiecuję, że uduszę go własnymi rękoma...
Właśnie te słowa krążyły w jego umyśle. Kiedyś naprawdę bardzo go lubił... Dopóki nie zostawił Violetty nie pozwalając się wytłumaczyć. Był dla niego jednym nic nie znaczącym dupkiem.
~,~
Zwlokła się leniwie z łóżka nakładając na gołe stopy kapcie. Podeszła do szafy skąd wyjęła jakiś zestaw ubrań, po czym poszła do łazienki gdzie przemyła jeszcze mokrą od łez twarz, przebrała się i zeszła na dół.
-Hej mała.-usłyszała powitanie swojego brata.
-Nie jestem MAŁA...!
-Dla mnie zawsze będziesz.-powiedział a ona wywróciła oczami i usiadła do stołu.-Zrobiłem Ci naleśniki.
-Dziękuję, wiesz., że...-nie dokończyła, ponieważ jej przerwał. Nienawidziła jak ktoś wchodził jej w zdanie!
-...to twoje ulubione danie-dokończył.
-W takim razie wiesz również, że nie lubię jak mi się przerywa.
-Tak wiem.-powiedział z uśmiechem.-Jedz.-rzekł a ona uczyniła jego rozkaz.
Siedzieli tak w ciszy jedząc, on co jakiś czas patrzył na smutną dziewczynę. Westchnął cicho. Nie wiedział co ma zrobić, aby wyszła z tak zwanego "doła".
-Diego...-zaczęła niepewnie.
-Tak mała?-spytał patrząc na nią. Ona zgromiła go wzrokiem.-Ok, przestaję. NIE BIJ!
Wywróciła oczami.
-Mogłabym zostać dzisiaj w domu? Nie chcę tam iść...-powiedziała wyciszonym głosem. Spojrzał na nią niepewnie przestając konsumować posiłek. Widząc to zapewniła, że nic sobie nie zrobi. Ponownie westchnął.
-No dobrze... A może zostać z tobą?
-Poradzę sobie, dziękuję.
-Ehh...
***
-Na pewno nie chcesz, abym z tobą został?-powiedział, a dziewczyna wypchnęła go za drzwi.
-Nie to nie... FOCH.
Mądrość jej brata czasem ją dobijała. Jak w wieku 17 lat można być takim dzieckiem? Czasem na prawdę się tak zachowywał. Usiadła w salonie przed telewizorem przykrywając się kocem, po czym włączyła go i zaczęła oglądać jakiś przynudzający program.
~*~
Szczerze?
Mi się podoba xD
Nawet... xD
Nie chce mi sie pisać, pa :** XD
~Nel
Prologue
Opuścił ją... Tak po prostu zostawił, samą, samiutką jak palec. Wyjechał gdzieś w odległe od niej miejsce przez jej jedną głupotę i bezmyślność. Po co szła z nim do tej toalety? Proste, była pijana...
Jak zwykle musiałam wszystko spiepszyć!
Układało się tak świetnie, mieli wspaniałe plany na przyszłe życie, które już wspólnie planowali. Zburzyła wszystko niczym domek z kart. Przespała się z innym. Miała to czego inni pragnęli... Przyjaciół, chłopaka, szczęśliwe życie. Kiedy jednak doszło do "zdrady" wszyscy oddalili się od niej stając po stronie Leona. W końcu to przez nią wyjechał. Przez nią stracili z nim kontakt. Przez nią załamał się, a jego życie traciło jakikolwiek sens. Pragną zapomnieć wszystkie chwile, które z nią przeżył. Ile dałby komuś kto cofnął by czas do chwili, w której się poznali. Poszedłby w drugą stronę... Zapewne teraz nie cierpiał by tak bardzo. Pomimo tego, iż nadal ją kochał chciał rozpocząć swoje życie od nowa, bez niej. Teraz myślał, że zdradzała go już nie raz. Spała z kim popadnie (xDDD). Jednak z jej perspektywy sprawa układała się inaczej, bardziej boleśnie. W rzeczywistości została zgwałcona. O tym co tak naprawdę się stało wiedział tylko Diego, jej brat. Jednak ona nie była w stanie niczego tłumaczyć, więc sprawę odebrano jednoznacznie. Zakazała bratu wyjaśniać cokolwiek, co z niechęcią obiecał. Teraz nienawidził swoich dawnych przyjaciół. Nie wierzył, że mogli się tak zachować. Leon szybko się pocieszył. Znalazł sobie inną, aby zapomnieć o Violetcie. Robił wszystko, żeby tak się stało, jednak to w rzeczywistości nie było takie proste.
Ich życie nie było już takie proste jak kiedyś. Czy jeszcze wszystko wróci do normy?
~*~
Ka bum, tss...
A to dla odmiany najkrótszy post w historii o,o
I taki nuuudny xd
No to jedziemy..
Nowa historia :D
Prolog słaby...?
Bardzo C:
Srutututu majtki z drutu (wtf)
Nudzi mi się ;P
~Nel
niedziela, 16 marca 2014
Epilog
*5 lat później*
-Mamusiu?-zapytała czteroletnia dziewczynka.
-Tak mała?-odpowiedziała Violetta.
-A Alex ciongle mi dokuca! Zabiela mi zabawki.-powiedziała oburzona Lena. Matka dziewczynki się zaśmiała.
-Może po prostu Cię lubi? Nie ma powodu, aby Ci dokuczać.
-Cyli denelwuje mnie, zeby zwlócić moją uwagę, bo mnie lubi?
-Tak, dokładnie mała.-powiedziała i przeczesała ręką włosy czterolatki.
Córka Leona i Violetty jak na swój wiek była bardzo mądrym dzieckiem. Kochali ją ponad życie, była ich oczkiem w głowie. Chodzili na spacery, place zabaw, basen. Pragnęli, aby mała pamiętała swoje dzieciństwo jak najlepiej. Kiedy się urodziła postanowili przerwać na jakiś czas swoją karierę, aby poświęcić się jej. Leon i Violetta od 3 lat są małżeństwem. Kochają się i nie wyobrażają sobie życia bez siebie. Tworzą szczęśliwą rodzinę.
~,~
Marco i Francesca 4 lata temu ożenili się. Rok po ślubie urodziła im się piękna córeczka, której nadali imię Victoria. Aktualnie spodziewają się synka Xabiego. Kiedy Vicky dowiedziała się o tym, że będzie miała rodzeństwo bardzo się ucieszyła, zresztą tak samo jak inni. Nadal mieszkali we Włoszech. Co jakiś czas widywali się ze starymi znajomymi. Mimo dzielących ich kilku tysięcy kilometrów oni nadal się przyjaźnili.
~*~
OMG... Najgorszy post ever... ;-;
Nie umiem pisać epilogów ;-;
Perdon ;-;
Tak, epilog = koniec historii :D
Hip hip, huraaa.
I tak nikt nie przejął się tym, że zawieszam bloga ;)
Ale mam dla Was pocieszenie.
Koniec historii = początek historii 2 xD
*wywraca oczami* Macie i cieszcie się... Bądź nie ;P
Niedługo powinien pojawić się prolog ;o
Jak widzicie szablon jest nowy, a od dzisiaj blog nazywa się "La historia comienza en tu corason" *-*
~Nel
PS: Tak szybko się mnie nie pozbędziecie, muahahah xD
Hmm... ?
Czy to koniec? Sama nie wiem ; / Szczerze? Nie wiem czy mam dla kogo to pisać. Jedyną osobą, która przejęła się moim odejściem była "Tinista4ever" za co jej bardzo dziękuję. A gdzie się podziała reszta? Co? Najwyraźniej nikt tego nie czyta ; / Po co mam starać się, pisać jeśli i tak... jakby to ująć... robię to bez powodu i tylko dla siebie? Nie wiem czy to ma sens. Jednak lubię pisać, więc nie wszystko stracone. Taka informacja dla Was...
Kolejny post:
- Epilog = Kończę tą historię...
- Rozdział = Piszę dalej ;P
Nie wiem, czego macie się spodziewać. Notka pojawi się dzisiaj? Może? Nwm ;P
Ale na prawdę, proszę Was.
Czytacie = komentujecie.
To nie jest trudne ;P
Ciao.
~Nel
wtorek, 11 marca 2014
Rozdział... Niee.
Heej...
Chciałabym Was poinformować, że chyba zawieszam bloga. I tak nikt nie czyta ;c
A poza tym nie mam weny na Leonettę ;C Nie wiem czy wrócę, może. Nie będę Was zanudzać, więc kończę.
Cześć
~Nel
Chciałabym Was poinformować, że chyba zawieszam bloga. I tak nikt nie czyta ;c
A poza tym nie mam weny na Leonettę ;C Nie wiem czy wrócę, może. Nie będę Was zanudzać, więc kończę.
Cześć
~Nel
wtorek, 4 marca 2014
Rozdział 14
*Francesca*
Zakończenie roku szkolnego co było równoznaczne z zakończeniem nauki wywołało w moim życiu wiele zmian. Jakby ktoś powiedział mi jeszcze 3 lata temu ze kiedyś będę z Marco a co więcej zaręczę się z nim wyśmiałabym go. Byliśmy zupełnie różni. Jednak przeciwieństwa się przyciągają, prawda? Doskonale pamiętam dzień w którym mi się oświadczył... (wspomnienia pisane są kursywą)
Jestem z Marco w restauracji i jemy pyszne włoskie dania. Jesteśmy tu z okazji walentynek. To nasze pierwsze wspólne święto miłości. Jestem z nim taka szczęśliwa... Co chwile śmiejemy się albo całujemy. W pewnym momencie usłyszeliśmy wolną melodię, a mój chłopak wstał i podszedł do mnie.
-Zatańczymy?-spytał.
-Z tobą zawszę-powiedziała mu z uśmiechem.
Wstaliśmy od stołu i wyszliśmy na środek parkietu do tańca. Oplotłam swoje ręce wokół jego szyi, a głowę oparłam na jego ramieniu. On natomiast ułożył swoje dłonie na mojej talii. Kołysaliśmy się w rytmie muzyki wypływającej z pianina. Nagle on zatrzymał się i niepewnie spojrzał mi w oczy.
-Mam do ciebie pewno pytanie Francesco-powiedział poważnym tonem. Zaczęłam się martwic.
-Tak?-spytałam.
-Boje się o to spytać, ale... Musze się wziąć w garść. Wiem ze możesz się zdziwić.
-Marco nie przedłużaj proszę, martwię się.
-Jesteśmy razem już ponad rok i myślę że to odpowiednia chwila. Bardzo Cię kocham i nie wyobrażam sobie jak wyglądało by moje życie gdybym wtedy nie wylał na ciebie tego soku w barze. Pewnie nigdy byśmy się nie poznali. Jesteś dla mnie wszystkim i chce być z tobą już do końca mojego życia.-
W tej chwili zrobił coś czego się nie spodziewałam. Uklęknął na jedno kolano i wyciągną z kieszeni czerwone pudełeczko.
-Francesco Cauviglio czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
-Ja... Tak!!!-powiedziałam szczęśliwa i rzuciłam się na niego po czym pocałowałam. To nie był pocałunek taki jak zwykle. Ten był pełen miłości i namiętności. Ludzie którzy zgromadzili się wokół nas zaczęli bić brawo i szeptać coś do siebie pod nosem.
-Śliczna z nich para. -powiedziała jakaś pani.
Zaśmialiśmy się cicho.
-To najlepszy prezent jaki mogłeś dać mi na walentynki.
-Twój także.
Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego. Strasznie go kocham...
-O czym myślisz kochanie?-spytał mój narzeczony lekko muskając moje usta swoimi.
-O nas. Bardzo cie kocham wiesz?
-Serio? Nie wiedziałem.
-Hmmm... -pocałowałam go namiętnie-a teraz wierzysz?
-Bardziej ale nadal nie do końca... -wywróciłam oczami.
-Trudno. To musi ci wystarczyć.
-Ale..-powiedział zrezygnowany, a ja się zaśmiałam.
*Violetta*
Los Angeles
Rano (zmiana czasu xd)
Promienie słońca przedostające się przez duże okno muskały moją twarz wybudzając mnie ze snu. Przeciągnęłam się leniwie i rozejrzałam po sypialni. Zdziwiło mnie, że nie zastałam tam mojego chłopaka Leona. ~Pewnie jest na dole~pomyślałam. Podeszłam do jasnej szafy i rozpoczęłam poszukiwania odpowiedniego stroju. W końcu wybrała kremową sukienkę oraz czarną skórzaną kurtkę. Powolnym krokiem zeszłam na dolne piętro naszego domu. Chwile rozglądałam się po piętrze, aż w końcu mój wzrok dotarł do upragnionego celu. Siedział na kanapie z gitarą przygrywając piękną melodię. Podeszłam do niego od tyłu, nachyliłam się i lekko wtuliłam całując przy tym jego policzek.
-Cóż to za melodia, hę?-spytałam-nie znam jej.
-Taki jakiś przypływ weny-zaśmiał się, a ja lekko musnęłam jego usta swoimi.
-Te quiero.-powiedziałam w swoim ojczystym języku.
-Yo tambien te quiero-powiedział i puścił mi oczko.
Nagle w mojej głowie pojawił się powiem zarys. Chłopak zagrał melodię ponownie, a ja tak jakoś... z przypływu weny muzycznej, która opuściła mnie już dawno, zaczęłam śpiewać.
Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es
Amor
To było dla mnie zadziwiające. Od dawna nie śpiewałam. Nie potrafiłam tworzyć muzyki. Może to on tak na mnie wpływa? Ten tekst jest o miłości. NASZEJ miłości.
-Widzę, że pozostała w tobie jeszcze jakaś nutka muzyki. Ten tekst był wspaniały.
-Czy ja wiem. Tekst jak tekst. Przeciętny.
-Twoje teksty nie mogą być przeciętne.-powiedział i ucałował moje czoło a ja westchnęłam.
Nagle coś mi się przypomniało...
-Już się tak nie podlizuj... I tak ty zmywasz.
-Aale...-jego usta w jednym momencie zmieniły swój kąt zakrzywienia.
-Chyba nie myślałeś, że zapomnę?-powiedziała ze śmiechem, a on zrzucił z siebie gitarę i zaczął mnie łaskotać. Wyrywałam się ale to nic nie dawało. Śmiałam się jak opętana, a jemu dawało to jeszcze większą motywację, do dalszego wykonywania tego potwornego dla mnie czynu.
-Przestań!-krzyczałam śmiejąc się.
-A muszę zmywać?-spytał na chwilę przestając, co ja wykorzystałam i zaczęłam uciekać.
-Tak!!-powiedziałam powtórnie chichocząc.
Gonił mnie po całym domu, jednak jak na złość w pokoju dostałam kolki i trochę zwolniłam, a on mnie dopadł. Wpadł na mnie i razem upadliśmy na ziemię. Zaśmiałam się a on złożył na moich ustać namiętny pocałunek. Wykonywaliśmy tą czynność dłuższy czas zapominając o bożym świecie. Jednak ktoś musiał w końcu przerwać. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Kocham Cię-powtórzył po raz tysięczny.
-Ja Ciebie też-uśmiechnęłam się.-a teraz kotku, masz randkę ze zlewem.
-FOCH-wstał tupnął nogą jak małe dziecko i wyszedł z pokoju.
-Ehh... Jak baba.-wywróciłam oczami.
-Słyszałem!-krzyknął, a ja się zaśmiałam.
~*~
Taki beznadziejny ;c
A na dodatek zaniedbuję Was ;c
Przepraszam ;c
A teraz taka wiadomość :D
Hmm... Z ankiety wynika, że opowiadanie czyta 12 osób.
Komentują 3.
Więc... ja także zastosuję taki mały szantażyk ;D
3 KOMENTARZE=ROZDZIAŁ 15
To oczywiście nie oznacza, że stawię od razu jak będzie taka ilość komentarzy, ale jak tylu nie będzie to w ogóle nie wstawię C:
Pozdrawiam ;*
~Nel
piątek, 28 lutego 2014
ROZDZIAŁ 13
Z początku informacja od autorki. To co za chwilę zrobię zapewne Was zdziwi, so... przepraszam, że robię coś takiego, ale albo to albo blog prawdopodobnie przestałby istnieć. No sorry, ale nie lubię pisać o czasach szkolnych. Powiem tylko, że trochę się zmieni. (Carolina, ciii... :3)Wiem, że było przedstawienie, ale uznajmy, że odbyło się ono bez Violetty, podczas jej depresji xD To będzie wyglądało bardziej jak epilog, ale po prostu mała zmiana, jednak historia ta sama. Wiem, strasznie krótki... Nie przedłużam.
~,~
*kilka lat później*
Odkąd przyjaciele ze StudiaOnBeat skończyli naukę w szkole minęło kilka lat. Przez ten czas dużo zdążyło się zmienić. Nawet bardzo. Wszyscy mają teraz po 21 lat. Młoda aktorka Violetta Castillo była w szczęśliwym związku z Leonem Verdasem. Kto by pomyślał, że po kilkuletniej nauce w szkole muzycznej oboje pójdą w stronę aktorstwa? Tak jakoś wyszło. Leon i Violetta postanowili zapomnieć o nieszczęśliwej przeszłości i teraz żyją razem w towarzystwie swoim i najbliższych.
Francesca Cauviglia postanowiła, że chcę mieć swoje własne, prywatne życie i nie chce być sławną osobą, która musi się pilnować, ponieważ na każdym kroku czai się paparazzi. Nastolatka planuję jednak założyć szczęśliwą rodzinę z Marco. Tak... Marco Tavelli, którego jeszcze za czasów szkolnych nienawidziła teraz jest jej narzeczonym. Są bardzo szczęśliwą parą, a już niedługo złożą przed ołtarzem wyznają sobie, że będą razem dopóki śmierć ich nie rozłączy.
Ludmiła Pasquarelli jest w szczęśliwym związku małżeńskim z Federico. Mieszkają razem w przytulnym domu w Buenos-Aires. Oni jako jedyni postanowili, że chcą powiązać swoje życie z muzyką. Nie są jakoś bardzo znani, jednak z własnego wyboru. Muzyka jest dla nich przyjemnością a nie obowiązkiem.
Alice, siostra Violetty, natomiast uznała, że Diego jest dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Po jakimś czasie zostali razem. Diego także przyznał, że coś czuje do siostry jej młodej przyjaciółki.
Kto by pomyślał, że ich losy potoczą się tak, a nie inaczej? Wszyscy porozjeżdżali się po świecie. Nasza Leonetta zamieszkała w Los Angeles, natomiast Marco z Francescą, przeprowadzili się do ojczystego kraju dziewczyny, czym były Włochy. Zamieszkali w Mediolanie. Natomiast Dielice (Diego i Alice xD) także zamieszkała w Stanach Zjednoczonych w domku zaraz obok Castillo i Verdasa. Violetta i Francesca uznały, że ich spór nie ma najmniejszego sensu i aktualnie wszyscy się przyjaźnią.
czwartek, 27 lutego 2014
Przeprosiny.
Przepraszam Was ze jestem tutaj tak żadko i prawie nic nie dodaje :( Mam bardzo malo czasu... Dzisaj mialam 4 kartkowki -,- Barfzo przepraszam, mam nadzieje ze mi wybaczycie :C W tej chwili pisze z telefonu, wiem przepraszam za bledy i brak polskich znakow xDDDD Len c: Ale jest 24 wiec wiecie... XD Dobra ja ide spac, szkola -.- C:
~Nelly
wtorek, 18 lutego 2014
Rozdział 12
Był piękny, ciepły poranek. Pogoda panująca na dworze była dzisiaj wyjątkowo dobra. Wiatr powiewał kolorowymi liśćmi leżącymi na ziemi, co miało przypominać, że zbliża się jesień. Szczęśliwa Violetta szykowała się na pierwszą randkę z jej nowym chłopakiem Leonem. Była zadowolona, że jej życiu pojawił się ktoś tak wspaniały. Odmienił jej życie. Zdecydowanie na lepsze. Założyła na siebie piękną turkusową sukienkę, oraz beżowe buty na koturnie. Całość przyozdobiła pamiątkowym naszyjnikiem jej mamy. Po wczorajszej rozmowie z Leonem umówili się już dzisiejszego dnia na spotkanie.
~,~
Blondynka o imieniu Ludmiła siedziała przy pianinie w szkole i przygrywała melodię jej nowej piosenki. Ta czynność sprawiała, że czas leciał szybciej, podczas kiedy jej chłopak z którym była umówiona się spóźniał.
Jak już mnie przytulasz
Nie boję się już
By kochać
Naprawdę !
Czytam to w twych oczach
Wierzę Ci !Wierzę Ci!
Ten tekst wypływał z jej pięknych ust. Kiedy skończyła utwór, w drzwiach zawitał Federico.
-Spóźniłeś się...
Powiedział i podszedł do Lu, po czym ucałował jej policzek.
-No niech Ci będzie.-podarowała mu uśmiech, który on odwzajenił.
-To się cieszę.
-Może pójdziemy dzisiaj na randkę?-spytała Ludmiła.
-Em... No... Wiesz, bo dzisiaj leci mój serial....
-Federico... Co za serial jest ważniejszy ode mnie.
-Ale to są teletubisie!!!
-Federico... Czy ty mówisz serio?
-Jak najbardziej... Muszę się dowiedzieć czy Lala znajdzie swój tubisiowy krem!!!
-Z kim ja się zadaję...
-Ze mną-powiedział po czym zaśmiał się, a Ludmiła uderzyła się ręką w czoło, dając mu znać, że robi z siebie debila.
-Już wiem co robić jak nie będziesz chciał iść ze mną na zakupy.-wystawiła mu język.
-Tylko nie to...-zrobił minę kota ze shreka, na co Lu parsknęła śmiechem.
-Nie rób z siebie idioty, proszę Cię Fede.
-I Love You Too.
-Już się nie popisuj. To że nauczyłeś się jednego zdania to nie znaczy, że znasz angielski-ponownie wystawiła mu język.
~,~
Violetta zeszła na dół, po czym zjadła szybkie śniadanie i już miała wychodzić z domu jednak zatrzymała ją Alice.
-Gdzie idziesz?
-Spotkać się z Leonem.
-Violetta, możemy chwilę pogadać?
-Yhym. O co chodzi?-odrzekła milej niż ostatnio.
-Powiedz mi. Dlaczego zachowujesz się w stosunku do mnie, tak... wiesz jak.
-Alice nie chcę o tym gadać.
-Violetta, powiedz.
-Na prawdę chcesz znać prawdę? Dobra. Prawda jest taka, że mnie zostawiłaś. Wyjeżdżając zostawiłaś mnie zupełnie samą ze wszystkim. Z tym całym okrutnym światem, ludźmi, którzy bez przerwy mi dokuczali, z wszystkimi problemami. Jak wyjechałaś wszystko zaczęło się psuć. Wszyscy postawili się przeciwko mnie i tylko czekali, aż popełnię jakiś błąd, żeby tylko mnie wysłać. W takich chwilach chciałam mieć kogoś do kogo mogłabym się przytulić, wypłakać w ramię. Kogoś kto y mnie wsparł, pocieszył. Ale nie. Ty po prostu sobie wyjechałaś. A teraz przepraszam, ale jestem umówiona.
-Violetta... Ja... Nie sądziłam, że ty to tak odbierzesz... Nie chciałam sprawić Ci przykrości.
-Ale sprawiłaś. Ale nie przejmuj się. Leon nauczył mnie, żeby nie żyć przeszłością.
-Violetta...
-Cześć-powiedziała, po czym wyszła trzaskając drzwiami.
Poszła w miejsce, w którym umówiła się z Leonem. Szła szybkim krokiem, ponieważ bała się, że się spóźni, a tego nie chciała. Nagle ktoś przejechał motorem obok niej wywołując jej imię. Odwróciła w zrok i ujrzała Leona.
-Leon?-zapytała zdezroientowana.
-Nie... Taylor Twift. Tak, Leon głuptasie.-powiedział, po czym zszedł z motoru i lekko musnął jej usta.
-Co to jest?-powiedziała wskazując na maszynę.
-Motor.
-I myślisz, że ja na to "coś" wsiądę?
-Tak.
-To się mylisz-uśmiechnęła się ironicznie i wystawiła mu język.
~*~
Ok.. Koniec xDDD
Nie piszę, bo nie mam co xd
Stresa mam ;-;
Jutro próbny test szóstoklasisty ;-;
Ten rozdział został tylko ze względu na to xDD
Chciałam sobie powtórzyć opowiadanie, normalnie był by jutro xDD
Ciao ;3
~Nel
poniedziałek, 17 lutego 2014
Rozdział 11 Nie zawsze wszystko, układa się dobrze, ale chcę Cię uszczęśliwić.
*dwa tygodnie później*
Przez dwa tygodnie sporo się zmieniło. Alice już pogodziła się ze śmiercią ojca. A stało się to dzięki Diego, z którym zaczęła spędzać bardzo dużo czasu. To on wyprowadził ją z depresji. Wytłumaczył jej, że German jest teraz szczęśliwy w niebie, tam na górze. Kiedyś każdy tam trafi i wszyscy razem się spotkają.
Violetta natomiast... Z nią było gorzej. Towarzystwo Leona dodawało jej otuchy, jednak nie zmieniało humoru. Cały czas siedziała zdołowana w swoim pokoju. Nie chodziła do szkoły, nie jadła... była wrakiem człowieka. Obwiniała się za śmierć ojca, chociaż wszyscy temu zaprzeczali. Leon nie odstępował jej na krok, był gotów zostać przy niej nawet w nocy, jednak inni uważali że powinien odpocząć. Dziewczynę bez przerwy prześladowały koszmary. Cały czas śniło jej się to nieprzyjemne wydarzenie... Budziła się w nocy z krzykiem i Clara, ich ciocia, która zamieszkała z nimi po śmierci Germana, musiała ją uspokajać. Clara była siostrą ich zmarłej matki, a ponieważ dziewczynki nie są jeszcze pełnoletnie, obiecała, że zajmie się nimi do czasu, aż osiągną wystarczający wiem, aby zamieszkać i żyć samodzielnie.
Jak zawsze po szkole do Violetty przyszedł szatyn o szmaragdowych oczach. Dzięki Alice znał już cały życiorys życia nastolatki i wiedział, że nie miała łatwego życia. Pragną być tym, który ją uszczęśliwi i sprawi, że zaufa ludziom, a przede wszystkim jemu. Wszedł do jej pokoju. Siedziała na beżowym parapecie przy dużym oknie, w które miała zatopione oczy, co było już codziennością. Jej wzrok wędrował po podwórku znajdującym się przed jej domem. Lekko oparła głowę o szybę i westchnęła.
Chłopak podszedł do parapetu i zajął kawałek wolnego miejsca obok dziewczyny. Lekko musnął jej policzek, po czym ujął jej dłoń.
-Jak się czujesz?-wypowiedział słowa skierowane do dziewczyny.
Nie dała odpowiedzi. Spojrzała na niego, a chwilę później ponownie na okno.
-Wiem... Nie jest Ci teraz łatwo, ale zrozum. Nie możesz się obwiniać.
-Ale to jest moja wina.-powiedziała cicho, ledwo słyszalnie, a z jej oka wypłynęła pojedyncza łza. Obwiniała się. Obwiniała się za wszystko, nie rozumiała, że to nie jest jej wina. On ułożył kciuk na jej policzku i szybkim ruchem starł "kroplę deszczu".
-Ależ Violetto... Zrozum. To nie jest twoja wina i nie powinnaś się obwiniać. Wiem. Jest Ci teraz bardzo ciężko. Ale gdyby twój ojciec żył, na pewno nie chciałby, abyś się za wszystko obwiniała.
-No właśnie. Gdyby żył, ale teraz ty zrozum. Jego już nie ma, nie będzie... Jestem sama...-odparła smutnym głosem. Chciała uświadomić mu, że ma rację, jednak nie poddawał się.
-Mylisz się Violetto. Może nie ma go na tym świecie, nie poczujesz już jego dotyku, ale to nie znaczy, że go nie ma. On cały czas jest z tobą, czuwa kiedy śpisz. Cierpi kiedy płaczesz, obwiniasz się. Przeżywa wszystko razem z tobą. Jest z tobą tu-wskazał na serce-jest i zawsze, już do końca życia będzie w twoim sercu. On bardzo Cię kocha i wierzę w to, że nie chciałby abyś cierpiała. Jest teraz bardzo szczęśliwy tam na górze. Jest tam z twoją mamą, swoją rodziną i kiedyś wszyscy tam trafimy. Wystarczy, że uwierzysz, a będzie Ci się śnił, lecz w tych dobrych snach. Będzie dawał Ci rady w trudnych chwilach... Będzie czuwał i pilnował, aby nikt Cię nie zranił.
Violetta popatrzyła na niego, po czym wtuliła się w jego ciepły tors. Lekko ucałował jej czubek jej głowy i objął silnymi ramionami.
-Dziękuję. Bardzo dziękuję. Dzięki tobie rozumiem, że świat może wcale nie jest taki zły. Tata byłby Ci wdzięczny... Dziękuję Leonie.-powiedziała, a kąciki jej ust, pierwszy raz on dłuższego czasu powędrowały ku górze. On odwdzięczył jej się szczerym i szerokim uśmiechem.-Dlaczego jesteś taki szczęśliwy?-zaśmiała się cichutko.
-Kocham kiedy się uśmiechasz. Tak pięknie wtedy wyglądasz...
-Dlaczego ty jesteś dla mnie taki miły? Ja zawsze traktowałam Cię bardzo źle... Nie zasłużyłam na to, aby Cię poznać.
-Ponieważ... Ponieważ Cię kocham Violetto. Pragnę twojego uśmiechu i obecności, a cierpię kiedy płaczesz. Wtedy moje serce się kroi. Kiedy mnie odtrącasz, udajesz, że nie zauważasz jakaś część mnie umiera. I chociaż wiem, że los nie zawsze układa szczęśliwe scenariusze i tobie nie przypisał dobrego, to wierzę, że będziesz szczęśliwa. Ja chcę Cię uszczęśliwić. Chcę być barwami wypełniającymi twój ponury świat. Chcę być twój. Widzę, że czasem mnie odtrącasz. Widzę też jednak jeszcze jedno. Wiem, że ja też nie jestem Ci obojętny. Widzę jak na mnie patrzysz, jak masz iskry w oczach kiedy jestem przy tobie. Widzę wszytko...
-Masz rację Leonie... Ja także Cię kocham. I chociaż może czasem próbuję wmówić sobie, że jest inaczej, to jakaś część mojego serca pragnie Ciebie. Pragnie twojego towarzystwa, twojego głosu. Moje całe serce bije mocniej, kiedy przy mnie jesteś. Jak mnie przytulasz... Bije tylko i wyłącznie dla Ciebie. Na co dzień kiedy widzę Cię z inną dziewczyną jestem cholernie zazdrosna. Kiedy Cię przy mnie nie ma... płaczę. Pragnę być twoja. Tylko twoja. Pozwól mi być szczęśliwą. A będę nią tylko z tobą.-wyznała. Sama nie wierzyła w to, że wyznała mu swoje długo skrywane uczucia.
Leon nie odpowiedział, lecz zrobił coś czego dziewczyna się nie spodziewała. Podniósł Violettę i ułożysz na sowich kolanach po czym powolnym ruchem przybliżył się do niej i lekko musnął jej usta. To był jej pierwszy prawdziwy pocałunek.
-Nie zrań mnie.
-Nie śmiałym.
Przez dwa tygodnie sporo się zmieniło. Alice już pogodziła się ze śmiercią ojca. A stało się to dzięki Diego, z którym zaczęła spędzać bardzo dużo czasu. To on wyprowadził ją z depresji. Wytłumaczył jej, że German jest teraz szczęśliwy w niebie, tam na górze. Kiedyś każdy tam trafi i wszyscy razem się spotkają.
Violetta natomiast... Z nią było gorzej. Towarzystwo Leona dodawało jej otuchy, jednak nie zmieniało humoru. Cały czas siedziała zdołowana w swoim pokoju. Nie chodziła do szkoły, nie jadła... była wrakiem człowieka. Obwiniała się za śmierć ojca, chociaż wszyscy temu zaprzeczali. Leon nie odstępował jej na krok, był gotów zostać przy niej nawet w nocy, jednak inni uważali że powinien odpocząć. Dziewczynę bez przerwy prześladowały koszmary. Cały czas śniło jej się to nieprzyjemne wydarzenie... Budziła się w nocy z krzykiem i Clara, ich ciocia, która zamieszkała z nimi po śmierci Germana, musiała ją uspokajać. Clara była siostrą ich zmarłej matki, a ponieważ dziewczynki nie są jeszcze pełnoletnie, obiecała, że zajmie się nimi do czasu, aż osiągną wystarczający wiem, aby zamieszkać i żyć samodzielnie.
Jak zawsze po szkole do Violetty przyszedł szatyn o szmaragdowych oczach. Dzięki Alice znał już cały życiorys życia nastolatki i wiedział, że nie miała łatwego życia. Pragną być tym, który ją uszczęśliwi i sprawi, że zaufa ludziom, a przede wszystkim jemu. Wszedł do jej pokoju. Siedziała na beżowym parapecie przy dużym oknie, w które miała zatopione oczy, co było już codziennością. Jej wzrok wędrował po podwórku znajdującym się przed jej domem. Lekko oparła głowę o szybę i westchnęła.
Chłopak podszedł do parapetu i zajął kawałek wolnego miejsca obok dziewczyny. Lekko musnął jej policzek, po czym ujął jej dłoń.
-Jak się czujesz?-wypowiedział słowa skierowane do dziewczyny.
Nie dała odpowiedzi. Spojrzała na niego, a chwilę później ponownie na okno.
-Wiem... Nie jest Ci teraz łatwo, ale zrozum. Nie możesz się obwiniać.
-Ale to jest moja wina.-powiedziała cicho, ledwo słyszalnie, a z jej oka wypłynęła pojedyncza łza. Obwiniała się. Obwiniała się za wszystko, nie rozumiała, że to nie jest jej wina. On ułożył kciuk na jej policzku i szybkim ruchem starł "kroplę deszczu".
-Ależ Violetto... Zrozum. To nie jest twoja wina i nie powinnaś się obwiniać. Wiem. Jest Ci teraz bardzo ciężko. Ale gdyby twój ojciec żył, na pewno nie chciałby, abyś się za wszystko obwiniała.
-No właśnie. Gdyby żył, ale teraz ty zrozum. Jego już nie ma, nie będzie... Jestem sama...-odparła smutnym głosem. Chciała uświadomić mu, że ma rację, jednak nie poddawał się.
-Mylisz się Violetto. Może nie ma go na tym świecie, nie poczujesz już jego dotyku, ale to nie znaczy, że go nie ma. On cały czas jest z tobą, czuwa kiedy śpisz. Cierpi kiedy płaczesz, obwiniasz się. Przeżywa wszystko razem z tobą. Jest z tobą tu-wskazał na serce-jest i zawsze, już do końca życia będzie w twoim sercu. On bardzo Cię kocha i wierzę w to, że nie chciałby abyś cierpiała. Jest teraz bardzo szczęśliwy tam na górze. Jest tam z twoją mamą, swoją rodziną i kiedyś wszyscy tam trafimy. Wystarczy, że uwierzysz, a będzie Ci się śnił, lecz w tych dobrych snach. Będzie dawał Ci rady w trudnych chwilach... Będzie czuwał i pilnował, aby nikt Cię nie zranił.
Violetta popatrzyła na niego, po czym wtuliła się w jego ciepły tors. Lekko ucałował jej czubek jej głowy i objął silnymi ramionami.
-Dziękuję. Bardzo dziękuję. Dzięki tobie rozumiem, że świat może wcale nie jest taki zły. Tata byłby Ci wdzięczny... Dziękuję Leonie.-powiedziała, a kąciki jej ust, pierwszy raz on dłuższego czasu powędrowały ku górze. On odwdzięczył jej się szczerym i szerokim uśmiechem.-Dlaczego jesteś taki szczęśliwy?-zaśmiała się cichutko.
-Kocham kiedy się uśmiechasz. Tak pięknie wtedy wyglądasz...
-Dlaczego ty jesteś dla mnie taki miły? Ja zawsze traktowałam Cię bardzo źle... Nie zasłużyłam na to, aby Cię poznać.
-Ponieważ... Ponieważ Cię kocham Violetto. Pragnę twojego uśmiechu i obecności, a cierpię kiedy płaczesz. Wtedy moje serce się kroi. Kiedy mnie odtrącasz, udajesz, że nie zauważasz jakaś część mnie umiera. I chociaż wiem, że los nie zawsze układa szczęśliwe scenariusze i tobie nie przypisał dobrego, to wierzę, że będziesz szczęśliwa. Ja chcę Cię uszczęśliwić. Chcę być barwami wypełniającymi twój ponury świat. Chcę być twój. Widzę, że czasem mnie odtrącasz. Widzę też jednak jeszcze jedno. Wiem, że ja też nie jestem Ci obojętny. Widzę jak na mnie patrzysz, jak masz iskry w oczach kiedy jestem przy tobie. Widzę wszytko...
-Masz rację Leonie... Ja także Cię kocham. I chociaż może czasem próbuję wmówić sobie, że jest inaczej, to jakaś część mojego serca pragnie Ciebie. Pragnie twojego towarzystwa, twojego głosu. Moje całe serce bije mocniej, kiedy przy mnie jesteś. Jak mnie przytulasz... Bije tylko i wyłącznie dla Ciebie. Na co dzień kiedy widzę Cię z inną dziewczyną jestem cholernie zazdrosna. Kiedy Cię przy mnie nie ma... płaczę. Pragnę być twoja. Tylko twoja. Pozwól mi być szczęśliwą. A będę nią tylko z tobą.-wyznała. Sama nie wierzyła w to, że wyznała mu swoje długo skrywane uczucia.
Leon nie odpowiedział, lecz zrobił coś czego dziewczyna się nie spodziewała. Podniósł Violettę i ułożysz na sowich kolanach po czym powolnym ruchem przybliżył się do niej i lekko musnął jej usta. To był jej pierwszy prawdziwy pocałunek.
-Nie zrań mnie.
-Nie śmiałym.
~*~
I'm sorry people.
I had to give "Twilight" :)
I Love It <3
Ok...
Polish xd
Faza na angielski? Nie sądze xd
Raczej na Zmierzch *.*
Bella i Edward *__*
Przepraszam xd
Ok, rozdział.
Ocenę pozostawiam Wam.
Macie tą Leonettę i się cieszcze.
Coś jeszcze?
Chyba nie :P
Pozdrawiam wszystkich którzy czytają to "coś".
~Nel
niedziela, 16 lutego 2014
Rozdział 10
Alice stała przed domem i żegnała się z Diego. Kiedy weszła do domu, widok który pojawił się w zasięgu jej wzroku bardzo nią wstrząsną. Na ziemi leżał jej nieprzytomny ojciec. Przez chwilę stała wstrząśnięta tym widokiem, lecz szybko się ogarnęła i kucnęła przy tacie. Lekko szturchnęła jego policzek i przyłożyła głowę do miejsca, w którym znajdowało się serce. Nic nie poczuła, nic nie usłyszała. Zaczęła panikować, a z jej oczu wypłynęły łzy. Podbiegła do stolika, na którym leżał telefon i nerwowo zaczęła wystukiwać numer na pogotowie.
Smutna dziewczyna siedziała w szpitalu na krześle, które znajdowało się na korytarzu. Otaczało ją mnóstwo szarych ścian. Jej dusza w tej chwili była taka sama. Szara, bezbarwna. Czuła że jej życie traci jakikolwiek sens, lekarze ratowali życie jej ojca. Dowiedziała się, że był chory na raka, lecz nie leczył się ponieważ nie miał miał na to pieniędzy. Miał problemy finansowe? Nigdy nie musiał się nimi przejmować, więc czemu teraz tak było?
Młoda dziewczyna co chwilę pytała się napotkanego lekarza czy coś wie, jednak wszyscy traktowali ją jak powietrze. Zrezygnowana usiadła i czekała aż ktoś sam ją o tym poinformuje. Po woli traciła nadzieję na lepsze jutro, traciła nadzieję na to że jeszcze wszystko będzie dobrze. Nagle z sali wyszedł lekarz. Dziewczyna szybko wstała ze smutkiem na twarzy.
-Przykro nam... Nie udało się nam uratować pani ojca.-powiedział bez emocji i wyszedł.
Nastolatka usiadła na krześle i pogrążyła w rozpaczy. Z jej oczu leciało mnóstwo słonych łez. Schowała twarz w dłoniach, a otaczający ją wszechświat stał się nic nie znaczący. Kiedy jej tata nie żył, a siostra nie była tą siostrą co dawniej ona nie miała nikogo.
Alice usiadła na kanapie już w swoim domu, a z jej oczu ponownie wypłynęły łzy rozpaczy. Nie przejmowała się już także tym, że jest wieczór a Violetty nadal nie było w domu. Zawsze miała szczęśliwe życie, ale musiała nad tym długo pracować, a kiedy wszystko było pięknie to wystarczyła jedna chwila, aby wszystko się zepsuło.
No dobra nie gadam więcej, tylko powiem:
~,~
Smutna dziewczyna siedziała w szpitalu na krześle, które znajdowało się na korytarzu. Otaczało ją mnóstwo szarych ścian. Jej dusza w tej chwili była taka sama. Szara, bezbarwna. Czuła że jej życie traci jakikolwiek sens, lekarze ratowali życie jej ojca. Dowiedziała się, że był chory na raka, lecz nie leczył się ponieważ nie miał miał na to pieniędzy. Miał problemy finansowe? Nigdy nie musiał się nimi przejmować, więc czemu teraz tak było?
Młoda dziewczyna co chwilę pytała się napotkanego lekarza czy coś wie, jednak wszyscy traktowali ją jak powietrze. Zrezygnowana usiadła i czekała aż ktoś sam ją o tym poinformuje. Po woli traciła nadzieję na lepsze jutro, traciła nadzieję na to że jeszcze wszystko będzie dobrze. Nagle z sali wyszedł lekarz. Dziewczyna szybko wstała ze smutkiem na twarzy.
-Przykro nam... Nie udało się nam uratować pani ojca.-powiedział bez emocji i wyszedł.
Nastolatka usiadła na krześle i pogrążyła w rozpaczy. Z jej oczu leciało mnóstwo słonych łez. Schowała twarz w dłoniach, a otaczający ją wszechświat stał się nic nie znaczący. Kiedy jej tata nie żył, a siostra nie była tą siostrą co dawniej ona nie miała nikogo.
Alice usiadła na kanapie już w swoim domu, a z jej oczu ponownie wypłynęły łzy rozpaczy. Nie przejmowała się już także tym, że jest wieczór a Violetty nadal nie było w domu. Zawsze miała szczęśliwe życie, ale musiała nad tym długo pracować, a kiedy wszystko było pięknie to wystarczyła jedna chwila, aby wszystko się zepsuło.
~,~
Dziewczyna o imieniu Violetta weszła do domu i zdjęła z siebie płaszczyk. Nie świadoma niczego co wydarzyło się pod jej nieobecność udała się do pokoju.
-Siema, dlaczego ryczysz? Co, już jakiś chłopak cie wystawił?-zaśmiała się złośliwie w kierunku siostry.-Nie ma ojca? Fajnie, nie będzie się darł przynajmniej.
Alice spojrzała na Violettę i zdenerwowana jej zachowaniem wstała.
-Tak myślisz?!! To ciesz się! Więcej nie będziesz musiała słuchać jak krzyczy na Ciebie przez twoje szczeniackie zachowanie! Miał raka, ale także brak środków na leczenie! T-tata nie żyje, rozumiesz?!!-wykrzyczała, po czym rzuciła się na kanapę i wybuchła płaczem.-Nie jesteś tą moją siostrą... Przynajmniej nie tą, którą znałam...
Do Violetty potrzebowała trochę czasu aby doszły do niej słowa siostry, jednak kiedy już dotarły coś jakby... coś jakby w niej pękło. Jakaś jej część znikła. Wybiegła z domu zostawiając Alice samą i także zaczęła płakać. Mimo tego wszystkiego co wydarzyło się w jej życiu ona bardzo kochała swojego ojca, chociaż nie okazywała mu tego. Myśl, że dzisiaj rano kiedy ostatni raz go zobaczyła pokłóciła się z nim wywołała u niej jeszcze większy płacz. Na dodatek czuła się winna śmierci ojca. On nie miał środków na leczenie tego świństwa, które go zabijało, a ona jeszcze brała on niego pieniądze. Violetta ze łzami w oczach biegła przed siebie nie zważając na ludzi i świat otaczający ją. Nagle zderzyła się z kimś.
-Przepraszam-powiedziała nadal płacząc. Uniosła głowę, a postacią którą ujrzała był Leon. Kiedy ujrzała szatyna o pięknych oczach wtuliła się w niego, a on obją silnymi ramionami.
-Co się stało Violetto?-spytał zmartwionym i pełnym troski głosem chłopak.
-M-mój tata... On... On nie żyje...-powiedziała smutnym głosem.
On nic nie powiedział tylko mocno przytulił dziewczynę, po czym pocałował w czoło.
-Wszytko będzie dobrze, zobaczysz. Będę przy tobie.
~*~
Taki smutaśniutki :cc
Czekaliście tydzień, a beznadziejny ;-;
No dobra nie gadam więcej, tylko powiem:
Bardzo, bardzo serdecznie (what the fuck?) zapraszam no bloga Caroli Ferro (kocham cię mordko moja <3). Założyła go dzisiaj, bo ją namówiłam :D Sama nie chciała bo uważa, że nie umie pisać, no co za... -_-
Moja bliźniaczka c: Tylko, że ja nie umiem pisać, a ona tak c:
łupek, ze mnie. Jeszcze chwila i nie podałabym linka, co zaa... [CENZURA] xDD
Eghemm... link :D Wchodzić xD
PApa ;***
~Nell
piątek, 7 lutego 2014
Rozdział 9
Drzwi się uchyliły a do pokoju Violetty weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Alice. Cieszyła się, że pierwszy raz od kilku lat widzi swoją siostrę. Gdy Violetta ujrzała Al miała mieszane uczucia. Cieszyła się, że ją widzi, ale zarazem była nadal była na nią zła, że ją zostawiła. Wstała i podeszła do dziewczyny.
-Hej! Nawet nie wiesz jak tęskniłam!-powiedziała przytulając Violettę.-Ale się zmieniłaś!
-Czeeść-odpowiedziała bez uczuć.
-Nie cieszysz się?
-Noo... Cieszę, ale... Nieważne.
-No dobra, jak nie chce to nie mów. Gadaj co u Ciebie!-usiadła z uśmiechem na łóżku.
-Nic ciekawego.
-Violetta widzę, że coś się dzieje. Dlaczego jesteś na mnie zła?
-Nie ważne, jasne? Chciałabym pójść, możesz wyjść?-spytała rozwścieczona.
-Tak, już idę...-odparła i wyszła zrezygnowana.
Alice zeszła na dół zdziwiona i podeszła do ojca.
-Co się z nią dzieje? Jest jakaś... inna.
-Od jakiegoś czasu tak się zachowuje. Nie wiem co się z nią dzieje.
-Ale jak zachowuje?
-Nie słucha mnie, wraca późno do domu, kiedyś nawet zastałem ją w domu jak była pijana...
-To nie jest Violetta, którą znałam... To nie ona. Trzeba coś zrobić.
-Jej się już nie da "naprawić" Alice... A teraz idź spać, jutro musisz iść do szkoły, prawda?
-Tak tato, dobranoc.-powiedziała, po czym ojciec pocałował ją w czoło.
-Dobranoc.
~,~
Violetta przebrała się i położyła na łóżku. 'Może trochę za ostro ją potraktowałam?'-pomyślała, jednak szybko wyrzuciła tę myśl z głowy. W końcu ona ją zraniła. Zasługuje na takie traktowanie. Przynajmniej Violetta tak myślała. Nie przyjęła do swojego umysłu tego, że to można by było rozwiązać w inny sposób, nikogo nie raniąc. Wzięła do ręki pamiętnik i zapisała najpotrzebniejsze wydarzenia, które działy się jej w ostatnich kilku dniach. Po skończeniu tej czynności zgasiła światło i zasnęła.
Przebudzona i ubrana szatynka zeszła na dół. Zjadła śniadanie i zamierzała wyjść z domu, jednak zatrzymał ją niski głos mężczyzny.
-Alice z tobą pójdzie, oprowadzisz ją.
-Co?! Nie ma mowy.
-Dlaczego? To nie było pytanie Violetta, Alice idzie z tobą! Jasne?!
-Nie-odparła.-nie będziesz rozkazywał, jasne? Mam nadzieję.
Po kolejnej kłótni z ojcem wyszła trzaskając drzwiami.
-To nie jest moja siostra...-odrzekła Alice.
-Moja córka też nie... Najwyraźniej ludzie się zmieniają.
-Ale nie aż tak.
-Zawieść cię do szkoły?
-Nie dziękuję, przejdę się sama.-powiedziała i wyszła.
Idąc do szkoły zauważyła znajomą postać. Przyjrzała się dokładniej, aby stwierdzić czy jej przypuszczenia nie są błędne. Nie myliła się.
-Diego?-spytała.
Chłopak odwrócił się i uśmiechną. Podszedł do dziewczyny i delikatnie przytulił.
-Hej Alice, kiedy wróciłaś?
-Wczoraj-odwzajemniła uśmiech.
-Fajnie! Gdzie będziesz się uczyć?
-W Studio On Beat. Chodziłam do tej samej szkoły w Stanach Zjednoczonych, a jak się dowiedziałam, że tu też jest to wróciłam-wyszczerzyła się.
-Ja też tam chodzę i Violetta też.-uśmiechnął się-Myślałem, że razem przyjdziecie.
-Ja też, ale... Nie wiem, jakoś dziwnie się zachowuje. To nie jest moja siostra... Teraz zrobiła się jakaś... arogancka.
-Violetta? Niee... Na pewno nie, to do niej nie pasuje.-stwierdził-Idziemy?
-Ehh... Wiem. Tak, jasne.
Razem udali się do szkoły. Skończyli temat Violetty i zaczęli rozmawiać o jakichś bzdurach.
-Hej! Nawet nie wiesz jak tęskniłam!-powiedziała przytulając Violettę.-Ale się zmieniłaś!
-Czeeść-odpowiedziała bez uczuć.
-Nie cieszysz się?
-Noo... Cieszę, ale... Nieważne.
-No dobra, jak nie chce to nie mów. Gadaj co u Ciebie!-usiadła z uśmiechem na łóżku.
-Nic ciekawego.
-Violetta widzę, że coś się dzieje. Dlaczego jesteś na mnie zła?
-Nie ważne, jasne? Chciałabym pójść, możesz wyjść?-spytała rozwścieczona.
-Tak, już idę...-odparła i wyszła zrezygnowana.
Alice zeszła na dół zdziwiona i podeszła do ojca.
-Co się z nią dzieje? Jest jakaś... inna.
-Od jakiegoś czasu tak się zachowuje. Nie wiem co się z nią dzieje.
-Ale jak zachowuje?
-Nie słucha mnie, wraca późno do domu, kiedyś nawet zastałem ją w domu jak była pijana...
-To nie jest Violetta, którą znałam... To nie ona. Trzeba coś zrobić.
-Jej się już nie da "naprawić" Alice... A teraz idź spać, jutro musisz iść do szkoły, prawda?
-Tak tato, dobranoc.-powiedziała, po czym ojciec pocałował ją w czoło.
-Dobranoc.
~,~
Violetta przebrała się i położyła na łóżku. 'Może trochę za ostro ją potraktowałam?'-pomyślała, jednak szybko wyrzuciła tę myśl z głowy. W końcu ona ją zraniła. Zasługuje na takie traktowanie. Przynajmniej Violetta tak myślała. Nie przyjęła do swojego umysłu tego, że to można by było rozwiązać w inny sposób, nikogo nie raniąc. Wzięła do ręki pamiętnik i zapisała najpotrzebniejsze wydarzenia, które działy się jej w ostatnich kilku dniach. Po skończeniu tej czynności zgasiła światło i zasnęła.
Przebudzona i ubrana szatynka zeszła na dół. Zjadła śniadanie i zamierzała wyjść z domu, jednak zatrzymał ją niski głos mężczyzny.
-Alice z tobą pójdzie, oprowadzisz ją.
-Co?! Nie ma mowy.
-Dlaczego? To nie było pytanie Violetta, Alice idzie z tobą! Jasne?!
-Nie-odparła.-nie będziesz rozkazywał, jasne? Mam nadzieję.
Po kolejnej kłótni z ojcem wyszła trzaskając drzwiami.
-To nie jest moja siostra...-odrzekła Alice.
-Moja córka też nie... Najwyraźniej ludzie się zmieniają.
-Ale nie aż tak.
-Zawieść cię do szkoły?
-Nie dziękuję, przejdę się sama.-powiedziała i wyszła.
Idąc do szkoły zauważyła znajomą postać. Przyjrzała się dokładniej, aby stwierdzić czy jej przypuszczenia nie są błędne. Nie myliła się.
-Diego?-spytała.
Chłopak odwrócił się i uśmiechną. Podszedł do dziewczyny i delikatnie przytulił.
-Hej Alice, kiedy wróciłaś?
-Wczoraj-odwzajemniła uśmiech.
-Fajnie! Gdzie będziesz się uczyć?
-W Studio On Beat. Chodziłam do tej samej szkoły w Stanach Zjednoczonych, a jak się dowiedziałam, że tu też jest to wróciłam-wyszczerzyła się.
-Ja też tam chodzę i Violetta też.-uśmiechnął się-Myślałem, że razem przyjdziecie.
-Ja też, ale... Nie wiem, jakoś dziwnie się zachowuje. To nie jest moja siostra... Teraz zrobiła się jakaś... arogancka.
-Violetta? Niee... Na pewno nie, to do niej nie pasuje.-stwierdził-Idziemy?
-Ehh... Wiem. Tak, jasne.
Razem udali się do szkoły. Skończyli temat Violetty i zaczęli rozmawiać o jakichś bzdurach.
~,~
Rozzłoszczona Włoszka czekała w sali muzycznej na Violettę.
-Spóźnia się już 40 minut!-powiedziała sama do siebie.
Mogła spodziewać się po dziewczynie, że tak będzie. Nie można na niej polegać. Francesca już po pierwszym dniu miała dość współpracy z Violettą.
-Hej-powiedziała obojętnie Violetta, która wreszcie dotarła do Studia.
-Spóźniłaś się!
-Zaledwie...-zawiesiła się na chwilę i spojrzała na zegarek w telefonie.-50 minut. Nic takiego.
-Nic takiego?!! Ja ci już powiem... Ughh... Nieważne.
-No widzisz? A teraz uspokój się bo nie chcemy żebyś coś rozwaliła w napadzie złości-zaśmiała się złośliwie. Zaczynamy wreszcie?
Włoszka czuła, że zaraz nie wytrzyma i zrobi coś dziewczynie, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Odpowiedziała tylko "tak", po czym zaczęły próbę. Co jakiś czas sprzeczały się, co do tego kto będzie śpiewał, którą zwrotkę, lub w na jaki rodzaj przerobią utwór. Violetta chciała, aby piosenka była w wersji rockowej, natomiast Francesca wolała, aby pozostać przy oryginale. Ich kłótnie nie miały końca. Zawsze było coś nowego. One chyba nigdy nie dojdą do porozumienia. Przynajmniej tak stwierdził by człowiek, który by je zobaczył. Kiedy zaczęły się lekcje dziewczyny musiały zakończyć próbę.
Wszyscy uczniowie udali się do sali, gdzie miała odbyć się lekcja z Pablo.
-Zanim zaczniemy lekcje, chciałbym przedstawić Wam nowego ucznia. To jest Alice. Przyjechała ze Stanów Zjednoczonych na wymianie uczniowskiej. Mam nadzieje, że miło ją powitacie.
-Co?! Co ona tu robi?!-pomyślała Violetta.-Ugh...
-Coś nie tak Violetto?-spytał Pablo.
-Nie. Wszystko dobrze.
Alice doszła do reszty uczniów i zaczęła z nimi rozmawiać. Już z samego początku zaprzyjaźniła się z Francescą. W porównaniu do jej siostry ona przypadła Włoszce do gustu. Od razu się dogadały. Pozostałe lekcje minęły spokojnie i szybko.
Alice po skończonych zajęciach razem z Diego udała się w kierunku jej domu. Znowu rozmawiali. Mieli wiele tematów, miło spędzało im się czas w swoim towarzystwie. Kiedy byli już pod domem Alice pożegnała się z brunetem i weszła do domu. To co tam zobaczyła mocno nią wstrząsnęło...
~*~
Haha i znów taki piękny moment xD
KAROLINA.... MASZ I SIĘ CIESZ!!!!XD
Ehh... Nawet nie wiecie co ja przeżywałam z tą niezdarą co z krzesła spada jak coś szokującego zobaczy xDDD
No dobraa... Rozdziął jest.... beznadziejny xD
Przepraszam, że kazałam Wam tyle czekać, ale zaczęła się szkoła co jest równoznaczne z brakiem czasu ;///
No dobra koniec o mnie XD
Muchas, muchas, mucham gracias chicos!
Ponad 1000 wyświetleń <333
Kolejny rozdział, będzie pewnie... postaram się jutro :)
Ale nie obiecuję! xD
Pozdrawiam i całuję (bez skojarzeń xd)
~Nelly
poniedziałek, 3 lutego 2014
Rozdział 8
*Dwa dni później*
Przepiękna szatynka podążała do szkoły muzycznej. W jej głowie plątało się pełno myśli, wspomnień. Na jej twarzy pojawiał się promienny uśmiech, gdy wspomniała wspólne chwile z dzieciństwa. Kiedy jako jeszcze mała dziewczynka siedziała razem z mamą, tatą i siostrzyczką na dywanie wokół rozsypanych puzzli i razem starali się dopasować jedną część układanki do reszty. Chwile spędzone razem na placu zabaw, wspólne przygotowywanie obiadów. Okres dzieciństwa był dla niej najlepszym, ponieważ spędziła go w pełnej, szczęśliwej rodzinie. Dobrze wiedziała, że tamte chwile już nie wrócą. Już nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa. Chociaż jej zachowanie w oczach innych mogło wróżyć, że dziewczyna jest bezduszną osobą, ona wcale taka nie była. Violetta bardzo tęskniła za swoją mamą, nie chciała przyjąć do wiadomości tego, że już nigdy nie wróci, że nigdy jej nie zobaczy...
Z oka szatynki wypłynęła pojedyncza łza, którą od razu starła. Nie chciała by ktoś widział, że płacze, jednak czasami to było silniejsze od niej. Weszła do budynku przepełnionego ludźmi. Wszyscy tryskali radością, co jeszcze bardziej ją gnębiło. Rozejrzała się wokół swojej osi i podeszła do ławki znajdującej się w roku, po czym usiadła na niej. Jej wzrok powędrował na sylwetkę Leona. W jej oczach pojawiły się iskierki. W tym chłopaku było coś... coś niezwykłego co przyciągało go do niej. Może to te piękne oczy? A może charakter? Sama tego nie wiedziała.
***
Przystojny nastolatek wszedł do budynku i od razu udał się do grupki przyjaciół stojących przed salą muzyczną. Przywitał się z nimi.
-Hej Leon-wykonali tę samą czynność.
Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze trochę czasu. Z początku wszyscy razem rozmawiali o różnych sprawach, lecz jakiś czas później Leon odłączył od nich, ponieważ w zasięgu jego wzroku pojawiła się przepiękna nastolatka, która skradła jego serce. Patrzył na nią z iskierkami w oczach i uśmiechem na twarzy, kochał się jej przyglądać. Mógłby nigdy nie przestawać. Czynność, którą aktualnie wykonywał sprawiła, że cały świat przestał się dla niego liczyć i żadne słowa wypowiedziane przez jego przyjaciół do niego nie docierały.
-Leon, a ty co o tym sądzisz?-kiedy usłyszał głos przyjaciółki Francesci, nagle ożył.
-Co?-zapytał zdezorientowany.
-Ehh... Słuchałeś nas w ogóle?-zapytała.
-Przepraszam, ja tylkoo... Przepraszam.
Wzrok dziewczyny powędrował w miejsce, w którym przed chwilą Leon zatopił swój wzrok. Ujrzała nastolatkę, za którą zbytnio nie przepadała. Teraz już wszystko było dla niej jasne. Był zakochany.
-Ona Ci się podoba?
-No.... Może.... No dobra, tak podoba mi się...-odpowiedział speszony.
-Leon, przepraszam, że to mówię, ale to nie jest odpowiednia dziewczyna dla Ciebie, to jest jakiś bezduszny potwór, który owinie sobie Ciebie wokół palca, a potem zostawi. Daj sobie z nią spokój.
-Nie mów tak o niej, znasz ją?
-No nie, ale... Ty też jej nie znasz.
-No właśnie, tylko, że ja chce ją poznać.
-Leon... Pamiętaj, że Cię ostrzegałam.
Chłopak odszedł od reszty. Myślał, że Francesca może mieć częściowo rację. On jej wcale nie zna i chociaż pragnie poznać, to ona nie chce, żeby to nastało. Miłość to przepiękne uczucie, jednak kiedy druga osoba nie oddaje twojego uczucia, czujesz się jakby twój cały świat się walił. Tak właśnie czuł się Leon. Pragnął przyjaźni Violetty, pragnął aby powierzyła mu swoje zaufanie, pragnął być kimś ważnym dla dziewczyny, a nie tylko zwykłym człowiekiem jak każdy inny istniejący na tym wielkim świecie. Pragnął po prostu miłości.Nie wierzył jak bardzo dziewczyna go zmieniła. Zawsze był wesoły, pogodny... A teraz? Teraz kiedy ona pojawiła się w jego życiu poczuł, że ma dla kogo żyć. Czasami jednak czuje się jakby nie miał sensu życia kiedy uświadamia sobie, że to tylko ona dla niego jest całym życiem, a on dla niej jest nikim.
***
Oboje myśleli tylko o jednym. O sobie nawzajem. Chociaż Leon o tym nie wiedział Violetta także czuła coś do Leona. Wiedziała, że nie przyzna się do tego. Nie chciała się do tego przyznać nawet samej sobie. Zawsze zaprzeczała. On za to był pewny swoich uczuć. Oboje tak bardzo różni jednocześnie byli sobie tacy bliscy.
Na zajęciach byli jakby nieprzytomni. Bo bo jak tu się skupić podczas kiedy osoba, w której jesteś zakochany siedzi zaledwie dwa miejsca dalej? Ocknęli się dopiero, gdy nauczyciel zwrócił im uwagę. Na lekcji z Pablo zostały ogłoszone składy grup wykonujących poszczególne piosenki.
-Kiedy zaczynamy próby? Chce mieć to jak najszybciej z głowy.-prychnęła oschle.
-Jutro.
-A co jeśli jutro nie mam czasu, co?
-No nie wiem, powiedziałaś, że chcesz mieć to jak najszybciej z głowy-posłała jej ironiczny uśmiech.
-Masz być jutro o 6:30 przed zajęciami w szkole, masz być na czas.-powiedziała i odeszła.
-Masz być na czas-powtórzyła głośno przedrzeźniając Francescę Violetta.
-Słyszałam!-krzyknęła z końca sali.
-O to mi chodziło!
Po skończonej rozmowie odeszła. Nie mogła w to uwierzyć. Dlaczego zawsze wszyscy oceniają jaka jest tak naprawdę jej nie znając?! Już kompletnie nie rozumiała ludzi otaczających ją na tym wielkim świecie. Wyszła ze szkoły i zaczęła podążać w stronę swojego domu. W jej głowie znów pojawiła się pewna postać o pięknych brązowych włosach i hipnotyzujących oczach. Za wszelką cenę próbowała wybić sobie z głowy chłopaka, jednak nie potrafiła. Za dużo dla niej znaczył. Powoli stawał się dla niej ważniejszy niż myślała. Ona jednak cały czas zaprzeczała. Nie wiedziała, że jej niezdecydowanie bardzo rani chłopaka. Gdyby tylko Leon posiadał moc czytania w myślach... Życie stało by się łatwiejsze. Wiedział by, że dla dziewczyny staje się powoli jak narkotyk. Chociaż chce przestać nie może.
Otworzyła drzwi swojego domu i weszła do środka. W domu nie było nikogo. Była sama jak palec. Nawet Olga gdzieś wyszła, jednak nie przeszkadzało jej to. Już przyzwyczaiła się do przebywania w samotności. Zrzuciła z siebie torebkę i udała się do kuchni, w której wypiła szklankę soku pomarańczowego. Następnie zamknęła się w swoim pokoju i położyła na łóżku. Po jakimś czasie zasnęła.
Otworzyła oczy. Jakimś dziwnym trafem miała na sobie inne ubrania niż te w których zasnęła. Teraz była to piękna błękitna asymetryczna sukienka sięgająca jej do kolan. Wstała i ujrzała jego. Stał w koszuli w kratę na parterze jej domu z bukietem kwiatów. Nie wiedziała co się dzieje, jednak przyjęła podarowane jej czerwone róże. Złapał jej rękę i razem wyszli na zewnątrz. Nie opierała się.
-Gdzie idziemy?-zapytała.
Nic nie odpowiedział. Cisza która panowała pomiędzy nimi nie przeszkadzała jej. Szli przez park. Ciepły wiatr powiewał czerwonymi liśćmi, które spadły z drzewa. Panowała bardzo romantyczna atmosfera. Usiedli na pomalowanej białą farbą ławce. Promienie słońca lekko muskały twarze Leona i Violetty. Chłopak nadal nie puszczał dłoni dziewczyny, co jej nie przeszkadzało, wręcz podobało. Nagle ich wzrok zatrzymał się w jednym miejscu. Oboje nawzajem patrzyli sobie w oczy. Na ich twarzach pojawiły się promienne uśmiechy, a dziewczyna najwyraźniej speszona całą sytuacją spuściła głowę. On ujął jej podbródek i uniósł ku górze. powolnym ruchem zbliżył swoje usta do warg dziewczyny i złożył na nich delikatny, lecz zarazem namiętny pocałunek.
-Nie!-nastolatka otworzyła oczy i zerwała się z łóżka. Rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że to był tylko sen. 'Nie wystarczą Ci myśli? Do moich snów też musiałeś wtargnąć?!'-pomyślała. Nagle drzwi do jej pokoju się uchyliły...
Przepiękna szatynka podążała do szkoły muzycznej. W jej głowie plątało się pełno myśli, wspomnień. Na jej twarzy pojawiał się promienny uśmiech, gdy wspomniała wspólne chwile z dzieciństwa. Kiedy jako jeszcze mała dziewczynka siedziała razem z mamą, tatą i siostrzyczką na dywanie wokół rozsypanych puzzli i razem starali się dopasować jedną część układanki do reszty. Chwile spędzone razem na placu zabaw, wspólne przygotowywanie obiadów. Okres dzieciństwa był dla niej najlepszym, ponieważ spędziła go w pełnej, szczęśliwej rodzinie. Dobrze wiedziała, że tamte chwile już nie wrócą. Już nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa. Chociaż jej zachowanie w oczach innych mogło wróżyć, że dziewczyna jest bezduszną osobą, ona wcale taka nie była. Violetta bardzo tęskniła za swoją mamą, nie chciała przyjąć do wiadomości tego, że już nigdy nie wróci, że nigdy jej nie zobaczy...
Z oka szatynki wypłynęła pojedyncza łza, którą od razu starła. Nie chciała by ktoś widział, że płacze, jednak czasami to było silniejsze od niej. Weszła do budynku przepełnionego ludźmi. Wszyscy tryskali radością, co jeszcze bardziej ją gnębiło. Rozejrzała się wokół swojej osi i podeszła do ławki znajdującej się w roku, po czym usiadła na niej. Jej wzrok powędrował na sylwetkę Leona. W jej oczach pojawiły się iskierki. W tym chłopaku było coś... coś niezwykłego co przyciągało go do niej. Może to te piękne oczy? A może charakter? Sama tego nie wiedziała.
***
Przystojny nastolatek wszedł do budynku i od razu udał się do grupki przyjaciół stojących przed salą muzyczną. Przywitał się z nimi.
-Hej Leon-wykonali tę samą czynność.
Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze trochę czasu. Z początku wszyscy razem rozmawiali o różnych sprawach, lecz jakiś czas później Leon odłączył od nich, ponieważ w zasięgu jego wzroku pojawiła się przepiękna nastolatka, która skradła jego serce. Patrzył na nią z iskierkami w oczach i uśmiechem na twarzy, kochał się jej przyglądać. Mógłby nigdy nie przestawać. Czynność, którą aktualnie wykonywał sprawiła, że cały świat przestał się dla niego liczyć i żadne słowa wypowiedziane przez jego przyjaciół do niego nie docierały.
-Leon, a ty co o tym sądzisz?-kiedy usłyszał głos przyjaciółki Francesci, nagle ożył.
-Co?-zapytał zdezorientowany.
-Ehh... Słuchałeś nas w ogóle?-zapytała.
-Przepraszam, ja tylkoo... Przepraszam.
Wzrok dziewczyny powędrował w miejsce, w którym przed chwilą Leon zatopił swój wzrok. Ujrzała nastolatkę, za którą zbytnio nie przepadała. Teraz już wszystko było dla niej jasne. Był zakochany.
-Ona Ci się podoba?
-No.... Może.... No dobra, tak podoba mi się...-odpowiedział speszony.
-Leon, przepraszam, że to mówię, ale to nie jest odpowiednia dziewczyna dla Ciebie, to jest jakiś bezduszny potwór, który owinie sobie Ciebie wokół palca, a potem zostawi. Daj sobie z nią spokój.
-Nie mów tak o niej, znasz ją?
-No nie, ale... Ty też jej nie znasz.
-No właśnie, tylko, że ja chce ją poznać.
-Leon... Pamiętaj, że Cię ostrzegałam.
Chłopak odszedł od reszty. Myślał, że Francesca może mieć częściowo rację. On jej wcale nie zna i chociaż pragnie poznać, to ona nie chce, żeby to nastało. Miłość to przepiękne uczucie, jednak kiedy druga osoba nie oddaje twojego uczucia, czujesz się jakby twój cały świat się walił. Tak właśnie czuł się Leon. Pragnął przyjaźni Violetty, pragnął aby powierzyła mu swoje zaufanie, pragnął być kimś ważnym dla dziewczyny, a nie tylko zwykłym człowiekiem jak każdy inny istniejący na tym wielkim świecie. Pragnął po prostu miłości.Nie wierzył jak bardzo dziewczyna go zmieniła. Zawsze był wesoły, pogodny... A teraz? Teraz kiedy ona pojawiła się w jego życiu poczuł, że ma dla kogo żyć. Czasami jednak czuje się jakby nie miał sensu życia kiedy uświadamia sobie, że to tylko ona dla niego jest całym życiem, a on dla niej jest nikim.
***
Oboje myśleli tylko o jednym. O sobie nawzajem. Chociaż Leon o tym nie wiedział Violetta także czuła coś do Leona. Wiedziała, że nie przyzna się do tego. Nie chciała się do tego przyznać nawet samej sobie. Zawsze zaprzeczała. On za to był pewny swoich uczuć. Oboje tak bardzo różni jednocześnie byli sobie tacy bliscy.
Na zajęciach byli jakby nieprzytomni. Bo bo jak tu się skupić podczas kiedy osoba, w której jesteś zakochany siedzi zaledwie dwa miejsca dalej? Ocknęli się dopiero, gdy nauczyciel zwrócił im uwagę. Na lekcji z Pablo zostały ogłoszone składy grup wykonujących poszczególne piosenki.
- Como Quieres - Violetta
- Junto a Ti - Violetta, Francesca
- Ven Con Nosotros - Chłopacy
- Entre Dos Mundos - Leon
- Ti Credo - Francesca
- Algo Se Enciende - Wszyscy
- Esto no Puede Terminar - Wszyscy
- Podemos - Osoby, które będą grały głównych bohaterów
- + układy taneczne
-Kiedy zaczynamy próby? Chce mieć to jak najszybciej z głowy.-prychnęła oschle.
-Jutro.
-A co jeśli jutro nie mam czasu, co?
-No nie wiem, powiedziałaś, że chcesz mieć to jak najszybciej z głowy-posłała jej ironiczny uśmiech.
-Masz być jutro o 6:30 przed zajęciami w szkole, masz być na czas.-powiedziała i odeszła.
-Masz być na czas-powtórzyła głośno przedrzeźniając Francescę Violetta.
-Słyszałam!-krzyknęła z końca sali.
-O to mi chodziło!
Po skończonej rozmowie odeszła. Nie mogła w to uwierzyć. Dlaczego zawsze wszyscy oceniają jaka jest tak naprawdę jej nie znając?! Już kompletnie nie rozumiała ludzi otaczających ją na tym wielkim świecie. Wyszła ze szkoły i zaczęła podążać w stronę swojego domu. W jej głowie znów pojawiła się pewna postać o pięknych brązowych włosach i hipnotyzujących oczach. Za wszelką cenę próbowała wybić sobie z głowy chłopaka, jednak nie potrafiła. Za dużo dla niej znaczył. Powoli stawał się dla niej ważniejszy niż myślała. Ona jednak cały czas zaprzeczała. Nie wiedziała, że jej niezdecydowanie bardzo rani chłopaka. Gdyby tylko Leon posiadał moc czytania w myślach... Życie stało by się łatwiejsze. Wiedział by, że dla dziewczyny staje się powoli jak narkotyk. Chociaż chce przestać nie może.
Otworzyła drzwi swojego domu i weszła do środka. W domu nie było nikogo. Była sama jak palec. Nawet Olga gdzieś wyszła, jednak nie przeszkadzało jej to. Już przyzwyczaiła się do przebywania w samotności. Zrzuciła z siebie torebkę i udała się do kuchni, w której wypiła szklankę soku pomarańczowego. Następnie zamknęła się w swoim pokoju i położyła na łóżku. Po jakimś czasie zasnęła.
Otworzyła oczy. Jakimś dziwnym trafem miała na sobie inne ubrania niż te w których zasnęła. Teraz była to piękna błękitna asymetryczna sukienka sięgająca jej do kolan. Wstała i ujrzała jego. Stał w koszuli w kratę na parterze jej domu z bukietem kwiatów. Nie wiedziała co się dzieje, jednak przyjęła podarowane jej czerwone róże. Złapał jej rękę i razem wyszli na zewnątrz. Nie opierała się.
-Gdzie idziemy?-zapytała.
Nic nie odpowiedział. Cisza która panowała pomiędzy nimi nie przeszkadzała jej. Szli przez park. Ciepły wiatr powiewał czerwonymi liśćmi, które spadły z drzewa. Panowała bardzo romantyczna atmosfera. Usiedli na pomalowanej białą farbą ławce. Promienie słońca lekko muskały twarze Leona i Violetty. Chłopak nadal nie puszczał dłoni dziewczyny, co jej nie przeszkadzało, wręcz podobało. Nagle ich wzrok zatrzymał się w jednym miejscu. Oboje nawzajem patrzyli sobie w oczy. Na ich twarzach pojawiły się promienne uśmiechy, a dziewczyna najwyraźniej speszona całą sytuacją spuściła głowę. On ujął jej podbródek i uniósł ku górze. powolnym ruchem zbliżył swoje usta do warg dziewczyny i złożył na nich delikatny, lecz zarazem namiętny pocałunek.
-Nie!-nastolatka otworzyła oczy i zerwała się z łóżka. Rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że to był tylko sen. 'Nie wystarczą Ci myśli? Do moich snów też musiałeś wtargnąć?!'-pomyślała. Nagle drzwi do jej pokoju się uchyliły...
~*~
Haha, ale skończyłam XD
Nie martwcie się! To tylko sen! XD Ma się ten dar pocieszania ;D xd
Śmutno mi :cc Skończyły mi się dzisiaj ferie >.<
Koszmar po prostu! Jeszcze tak na dobry początek koleżanka mi w szatki sok pomarańczowy na twarzy wylała, ehh... xDDD
Podobał Wam się odcinek Violetty? *.*
Mi tak, tylko... biedna Fran, Vilu ;cc
I Diego... Myśli, że Vilu się fochła :c
Co z tego, że gnojek niedobry z Lu knuje xDD I tak go loffaciam xD
Yo Amo Diego! <3
Teraz się Hiszpańskiego zachciało? xD
Pozdrooo ;***
~Nelly
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)





