Wszystko ma swój początek, jednak nadchodzi taki czas, kiedy ma również swój koniec. Życie człowieka, które trwa przez nieokreślony czas można zatem porównywać do miłości, która z czasem znika pozostawiając same wspomnienia, które niszczą nas od środka, zarazem wywołując łzy. Jednak coś mówi nam, iż ta osoba jest tam na górze, patrzy na nas i pranie, abyśmy zrozumieli, że na zawsze pozostanie w naszych sercach.
.
Szatyn nadal siedział na łóżku w swoim pokoju trzymając w rękach pamiętnik Violetty. Po przeczytaniu notatki przekartkował dziennik.
Z jego oka wypłynęła łza. Przerzucił kilka kartek.
Gwałtownie zerwał się na nogi. To wszystko go przerastało.
Przekartkował strony tak, aby przed oczami znajdował się jej ostatni wpis.
Pozwolił, aby z jego oczu wypłynęły łzy. Dlaczego musiało tak być? Nie chciał jej zdradzić. Ten pocałunek nic dla niego nie znaczył. To ona go pocałowała. Lara.
Teraz Violetta leżała w szpitalu przez nieudaną próbę samobójczą. Szczęśliwie nie umarła. Jednak nic nie było jeszcze wiadomo. Jest pod śpiączką, nie wiadomo czy się wybudzi. Wiadomo było jedno. Już nigdy nie będzie tak samo jak kiedyś.
Nie mógł zrozumieć tej całej sytuacji. Nie wiedział jak czuła się dziewczyna... Aż do teraz. Pamiętnik, którego nie powinien czytać, wylądował w jego rękach dzięki kuzynowi dziewczyny, Federico. Rozumiał Leona, więc mu pomagał.
Ogarnął się trochę i pojechał do szpitala. Ledwo utrzymywał równowagę na swoim motorze. Zazwyczaj nie sprawiało mu to trudności, jednak teraz było inaczej. Gdy był już pod budynkiem zszedł z maszyny i spojrzał na białą miejscówkę znajdującą się przed nim.
Wszedł do środka i podszedł do jakiejś kobiety stojącej za ladą.
-Przepraszam gdzie znajdę Violettę Castillo?-spytał ponuro.
-Jest pan kimś z rodziny?-zapytała.
Chwilę myślał.
-Jestem jej narzeczonym.-odpowiedział z trudem.
-Sala nr145, piętro 2.
-Dziękuję...-odpowiedział.
Udał się pod wyznaczoną salę. Spojrzał przez szklaną szybę w stronę łóżka, na którym leżała jego była dziewczyna.
-Pomóc w czymś?-usłyszał głos lekarza.
-Można wejść?-wskazał na salę.
-Na chwilę.
-A co z nią jest?
-Nadal jest w śpiączce. Nie wiadomo kiedy się obudzi.
-Yhym...-odparł i powoli wszedł do sali.
Usiadł na krześle obok dziewczyny. Widział ją pierwszy raz od ich zerwania. Jej dłoń, którą ujął w swoją pocałował lekko. Westchnął. Nie wiedział kiedy to wszystko się skończy. Nie wiedział czy w ogóle się skończy.
-Kocham Cię...-powiedział, a pojedyncza łza spłynęła z jego oka.
Jej powieki uniosły się ku górze. Powoli otworzyła oczy. Spojrzał na nią.
-Vvvioletta?
-Cco? Gdzie ja jestem? Nie znam Cię... Kim jesteś?-spytała zdezorientowana.
~*~
Dobra, macie 1 część... Nie wiem kiedy rozdział. Śpieszyłam się z tym, bo zaraz jadę do koleżanki na noc.
Przepraszam, że taki nijaki. Ogólnie żyć mi się nie chce... Mam czasem dość tego powalonego życia. Sama nie wiem po co tu jestem... Wydaje mi się, że w ogóle urodziłam się po to, aby cierpieć... ;P
Dobra, nie ważne. To nie jest miejsce do tego, żebym się wyżalała.
Kiedy usłyszała słowa brata momentalnie zakrztusiła się czekoladą.
-Co?! Po co?!
-Może się mylę... Ale wolę być pewny. Jeszcze mam jedno pytanie... Kiedy miałaś okres?
-Powinnam mieć jakieś 5 dni temu...-powiedziała, a z jej oczu zaczęły wypływać łzy. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Diego, do którego jeszcze nie zachodziła powaga sytuacji przytulił siostrę i pocałował w czoło. Otarł łzy spływające po jej policzkach. Westchnął.
-Wszystko będzie dobrze.-powiedział i jeszcze mocniej ją objął.
-Tak, wszystko będzie dobrze!-powiedziała cała mokra.-Dwa miesiące temu mimo własnej woli przespał się ze mną jakiś facet, którego nie znam, Leon mnie zostawił, osoby, które uważałam za przyjaciół stanęły po niego stronie nieświadome tego co na prawdę się stało i wyzywają mnie od szmat i dziwek, a na dodatek jestem w ciąży, ale nie! Nic się nie stało! Już nigdy nie będzie dobrze, nie rozumiesz tego?!-wykrzyczała jednym tchem i wyrwała się z jego ramion, po czym zamknęła się w swoim pokoju, rzucając na łóżko.
*kilka dni później*
Violetta wyszła z toalety trzymając w ręce test ciążowy.
-I co?
-Nie wiem, trzeba czekać...-powiedziała.-Weź to, nie mam ochoty patrzeć.-powiedziała i oddała Diego przedmiot. Usiadła na kanapie podkulając nogi, i przy okazji oplatając je ramionami. Jej brat przez chwilę się wahał, jednak w końcu spojrzał.
-Pozytywny...-powiedział załamany. Już za 9 miesięcy w ich domu miało pojawić się małe dziecko. Bał się... Jak mieli sobie poradzić, jeśli przez całe swoje życie nie mieli matki, a tatę w dzieciństwie zastąpił im przyjaciel rodziców. Ich ojciec cały czas pracował, nie mając czasu dla dzieci, a matka umarła przy porodzie. Nie wiedział jak to będzie.
-Damy sobie radę Violetta.
Nie odpowiadała, słyszał tylko jej szlochanie.
-Nie płacz, proszę.
-Jak mam nie płakać, skoro mój cały świat się wali?-odparła lekko unosząc głowę. -Proszę zostaw mnie samą...
-No nie wiem...
-Nic sobie nie zrobię, proszę...
-Eh... Ja pójdę do Studia, załapię się jeszcze na trzy ostatnie lekcje.-powiedział, a ona pokiwała głową na tak.-Jakby co to dzwoń...
Wyszedł z domu, przekręcając klucz w dolnym zamknięciu i zamyślony udał się do Studia. Doszedł do wniosku, iż trzeba będzie powiadomić o sprawie ich ojca. Może i nie poświęcał im czasu, ale swoje dzieci darzył miłością bezgraniczną. Mieszkał w Los Angeles, gdzie był dyrektorem wielkiej firmy budowlanej, co dało przyniosło mu wielkie zarobki i nigdy nie musiał martwić się o wyżywienie rodziny. Postanowił, że później zadzwoni do Violetty i z nią to ustali. Doszedł do szkoły, gdzie właśnie zaczynała się trzecia lekcja z Angie, nauczycielką śpiewu.
-Widzę, iż pan Castillo postanowił zawitać do nas dopiero teraz. Miło nam.
-Przepraszam, problemy rodzinne.-usłyszał cichy śmiech jego dawnej paczki, oraz szepty, jednak postanowił ich zignorować. Podczas zajęć nie mógł się skupić, więc dzwonek kończący dzisiejsze lekcje był dla niego wybawieniem. Wyszedł z sali i wyciągnął iPhona z prawej kieszeni spodni. Odszukał w kontaktach napis "Violetta" i nacisnął zieloną słuchawkę.Po kilku sygnałach odebrała.
V: Halo?
D: Hej, już wracam. Jak się trzymasz?
V: A jak mam się czuć?
Wywrócił oczami.
D: No dobra, dobra. Wiesz, że trzeba będzie poinformować ojca, iż zostanie dziadkiem?
V: Nie przypominaj...
D: Dokończymy w domu. Pa.
V: Adios...
~,~
Francesca, która przysłuchiwała się całej rozmowie była mocno zdziwiona tą informacją. Myślała nad tym jak ją wykorzystać. Miała już pewien plan. Musiała tylko wprowadzić go w życie. Uśmiechnęła się złowrogo.
Wszedł wkurzony do domu ściągając czarne conversy. Violetta spojrzała na niego kątem oka.
-Co jest?-zapytała.
-Nic.
-Diego, nie kłam. Wyglądasz jakbyś miał zaraz wybuchnąć. Jak taka supernova.
-Te teksty to Ci po Ludmile zostały, wiesz? Posprzeczałem się z Francescą.-powiedział nieco spokojniej.
-O co chodziło?
-Nieważne...-powiedział, a ona chwilę pomyślała i stwierdziła, iż woli nie pytać. Zdawała sobie sprawę, że chodzi o nią. I tak już wystarczająco cierpiała. Słowa Francescy, jej dawnej przyjaciółki pewnie by ją tylko dobiły. Ponownie przykryła się miękkim kocem i zaczęła oglądać akurat lecący w telewizji film "Tres metros sobre el cielo".
Wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżku. Jak ja mogłem się z nią być?!
Tak... Diego kiedyś spotykał się z Francescą. Wszystko jednak ma swój koniec. Zobaczył jaką ona jest wstrętną osobą. Bardzo ją kochał... Była dla niego najważniejszą kobietą, zaraz po jego siostrze. A teraz? Nie mógł uwierzyć jaką jest szmatą. Zwykłą szmatą. Jak można tak bardzo ranić ludzi?! Czy na prawdę potrzeba jej śmierci, aby zrozumieli?! Bał się tego. Już i tak to ją przerastało. Była na skraju wytrzymania, a jedna przykra sytuacja mogłaby doprowadzić do jej końca. Ujął twarz w dłonie i ciężko westchnął. Nie miał pojęcia jak to dalej będzie. Nic nie wiedział. Zupełnie nic. Ta "nicość" często go dręczyła. Nigdy nie wiesz, co będzie dalej. Czy musi tak być?
Usłyszał skrzypienie podłogi i trzask drzwi. Wstał powoli z łóżka i wyszedł z pokoju. Podszedł pod łazienkę.
-Wszystko ok?
-Tak, tylko źle się czuję...
-Pomóc Ci coś?
-Nie trzeba.
Westchnął i zszedł do kuchni, aby przygotować im po gorącej czekoladzie. Wyjął z szafki dwa kubki o barwie brzoskwiniowej z motywem renifera i przyrządził napój. Kiedy wyszła z toalety była trochę blada... Widział, że wymiotowała. Dotknął lekko jej czoła, nie było gorące. Podał jej kubek z czekoladą i usiedli razem na schodach. Zastanawiał się co mogło jej dolegać... Wymiotowała, była blada, jednak nie czuł, aby miała gorączkę.
-Jak się czujesz?
-Lepiej-odpowiedziała biorąc łyk gorącego napoju.
-Co ci jest? Boli Cię brzuch? Głowa?
-Ja mam wiedzieć co mi jest? Nie... Co to przesłuchanie? -,-
-Nie...-odpowiedział i myślał dalej. Martwił się o nią, była jego małą dziewczynką. No może już nie taką małą, ale jednak, nie zmieniało to tego, że kochał ją ponad życie. Nagle w jego głowie, jakby zapaliło się światełko. Wpadła mu do głowy jeszcze jedna diagnoza...
-Violetta...? Od kiedy masz te zawroty głowy itd...?
-Gdzieś... Od tygodnia? Dlaczego pytasz?
Teraz już prawie wszystko było jasne, dlaczego nie zauważył wcześniej?
-Masz zrobić test ciążowy...-powiedział nieco ciszej, jednak dość głośno, aby dziewczyna mogła usłyszeć.
Dobra, jest nowy szbalon xD Znowu xD
Co chwilę ten co zrobię mi się nudzi, bo mi brzydkie wychodzą ;o
Ten też wyszedł do du*y ;ooo
Ale co tam ^^
Rozdział będzie jutro (prawdopodobnie).
~Nel
PS: Łapajcie Francuza z #Violetta3 *0* ♥
Promienie słońca muskały jego czarne włosy i blade policzki. Nie był w pełni usatysfakcjonowany z zapewnień siostry. Bardzo się o nią bał. Nie wytrzymałby jej odejścia. Zazwyczaj był silny, jednak odczucie utraty osoby dla niego najważniejszej było jego największą słabością. Za każdym razem takie wyobrażenie przyprawiało go o łzy. I tym razem z jego oka wyleciała jedna, pojedyncza łza, którą szybko starł. Nie chciał by inni widzieli jego słabe strony. I tak już był nielubiany. W końcu wszystko pozostaje w rodzinie. Wchodząc do budynku już był opanowany. Widział na sobie wrogie spojrzenia dawnej paczki, do której należał z siostrą. Dało się usłyszeć cisze szepty i śmiechy. Nagle podeszła do niego Francesca.
-A gdzie ta szmata? Co, pewnie się z kimś pieprzy?-powiedziała roześmiana.
-Jeszcze raz coś takiego powiesz, to obiecuję Ci, że zapomnę, iż dziewczyn się nie bije!-odpowiedział wkurzony.
-Haha, nie zabronisz mi.-prychnęła niemiło. Po tych słowach już mocno wkurzony Diego uderzył ją w policzek. Syknęła z bólu i położyła dłoń w miejscu, w które przed chwilą dostała.
-Co to ma być Diego?!-krzyknął Pablo, który przypadkiem zauważył całą sytuację.
-Nic-powiedział bez uczuciowo.
-Nie jestem idiotą, gadać mi co tu się stało. Szybko.-Dlaczego ją uderzyłeś?
-Nic. Zwyczajnie mnie zdenerwował.
-A co takiego zrobiła?-uniósł brew.
-Nazwała mnie debilem.(xD)-skłamał.
-I to są powody, aby bić dziewczynę?! Diego nie poznaję Cię... Idź do domu i wszystko sobie przemyśl-powiedział i odszedł. Francesca znowu się zaśmiała.
-Jeszcze mnie popamiętasz-powiedziała i poszła do reszty grupy.
~,~
Przystojny szatyn siedział na kanapie ze swoją dziewczyną. Oglądali razem jakiś horror. Co chwilę Leon muskał usta Jasmine, na co ona się uśmiechała. Ze względu na to, iż dziewczyna nie pochodziła z kraju hiszpańskojęzycznego porozumiewali się za pomocą angielskiego. Była od niego o 2 lata młodsza, jednak nie przeszkadzało im to. Była ona osobą, która również kochała muzykę. Miała wielki potencjał i piękny głos. Wyróżniała się wyjątkową urodą. Jej włosy przybierały kolor brązowy, a końcówki zafarbowała na trochę jaśniejszy odcień tej samej barwy. Nie wiedziała o przeszłości chłopaka. "Zapomniał" ją o niej poinformować. Żyła z nim w kłamstwie. Ona niczego nie świadoma była z nim szczęśliwa.
Co chwilę wtulała się w Verdasa, ponieważ wybrał najstraszniejszy horror jaki tylko znalazł. Zresztą nie przypadkowo...
~*~
Taki nudnyyy :C
Nie podoba mi się! :C
Nie piszę więceeej CC:
Ne ce mi se XD
~Nel
Już sama nie wiem -,-
Komentowały 2 osoby... Zakończyłam tamto opowiadanie, zaczęłam nowe i NIC...
Czyta to ktoś w ogóle? Bo jak pod tym postem nie będzie co najmniej 2..? komentarzy to chyba kończę pisać na tym blogu ;p
A szkoda, bo teraz zaczęłam opowiadanie, które jaki pierwsze całkiem mi się podobało, no ale jak tam chcecie.
Kartka pamiętnika przesiąknęła już łzami. Odłożyła notatnik i schowała twarz w dłoniach. Zaczęła krzyczeć jednocześnie mocząc bluzkę słonymi "kroplami". Dlaczego to wszystko jest takie trudne?! Myślała co ze sobą zrobić... Nie wiedziała czy to ma sens. Nie chciała się zabijać. Nie chciała ranić swojego brata. Był teraz wszystkim co jej zostało. Jednak ten ból był nie do zniesienia. Wyciągnęła dłoń w stronę szafki stojącej tuż obok i powoli wyciągnęła z niej żyletkę. Zaczęła przybliżać ją do drżącej ręki. Już miała zrobić ten pierwszy najtrudniejszy ruch, jednak do jej pokoju wpadł Diego. Kiedy ujrzał swoją siostrę szybko podbiegł do niej i wytrącił z jej ręki rzecz, która zaraz miała dotknąć jej nadgarstka. -Violetta, co ty robisz?! -DLACZEGO TO TAK BOLI?!! JA NIE CHCĘ DŁUŻEJ ŻYĆ!!!-powiedziała krzycząc przez łzy. On nic nie odpowiedział tylko mocno ją do siebie przytulił i lekko ucałował jej czoło. Usiadł z nią na łóżku, posadził na kolanach i spojrzał w oczy. -Proszę nie rób mi tego więcej, nie wiem co bym zrobił jakbym wszedł chwilę później siostrzyczko... Proszę Cię, wiem, że jest Ci trudno, ale razem jakoś damy radę. Obiecuję Ci to-powiedział i ponownie pocałował nastolatkę w czoło. Kiedy zauważył, że ma zamknięte oczy, położył ją i przykrył miękkim, beżowym kocem po czym wyszedł z jej pokoju lekko przymykając drzwi. Chwilę wcześniej spojrzał na nią jeszcze raz. -Obiecuję-westchnął cicho *kolejny dzień*
Diego wstał z samego rana, aby przygotować Violetcie śniadanie. Wyjął potrzebne składniki i przyrządził jej naleśniki z polewą czekoladową. Było to jej ulubione danie, więc miał nadzieję, że troszkę poprawi jej się humor. Jak tylko spotkam Leona to obiecuję, że uduszę go własnymi rękoma... Właśnie te słowa krążyły w jego umyśle. Kiedyś naprawdę bardzo go lubił... Dopóki nie zostawił Violetty nie pozwalając się wytłumaczyć. Był dla niego jednym nic nie znaczącym dupkiem.
~,~
Zwlokła się leniwie z łóżka nakładając na gołe stopy kapcie. Podeszła do szafy skąd wyjęła jakiś zestaw ubrań, po czym poszła do łazienki gdzie przemyła jeszcze mokrą od łez twarz, przebrała się i zeszła na dół. -Hej mała.-usłyszała powitanie swojego brata. -Nie jestem MAŁA...! -Dla mnie zawsze będziesz.-powiedział a ona wywróciła oczami i usiadła do stołu.-Zrobiłem Ci naleśniki. -Dziękuję, wiesz., że...-nie dokończyła, ponieważ jej przerwał. Nienawidziła jak ktoś wchodził jej w zdanie! -...to twoje ulubione danie-dokończył. -W takim razie wiesz również, że nie lubię jak mi się przerywa. -Tak wiem.-powiedział z uśmiechem.-Jedz.-rzekł a ona uczyniła jego rozkaz. Siedzieli tak w ciszy jedząc, on co jakiś czas patrzył na smutną dziewczynę. Westchnął cicho. Nie wiedział co ma zrobić, aby wyszła z tak zwanego "doła". -Diego...-zaczęła niepewnie. -Tak mała?-spytał patrząc na nią. Ona zgromiła go wzrokiem.-Ok, przestaję. NIE BIJ! Wywróciła oczami. -Mogłabym zostać dzisiaj w domu? Nie chcę tam iść...-powiedziała wyciszonym głosem. Spojrzał na nią niepewnie przestając konsumować posiłek. Widząc to zapewniła, że nic sobie nie zrobi. Ponownie westchnął. -No dobrze... A może zostać z tobą? -Poradzę sobie, dziękuję. -Ehh... *** -Na pewno nie chcesz, abym z tobą został?-powiedział, a dziewczyna wypchnęła go za drzwi. -Nie to nie... FOCH. Mądrość jej brata czasem ją dobijała. Jak w wieku 17 lat można być takim dzieckiem? Czasem na prawdę się tak zachowywał. Usiadła w salonie przed telewizorem przykrywając się kocem, po czym włączyła go i zaczęła oglądać jakiś przynudzający program.
~*~
Szczerze?
Mi się podoba xD
Nawet... xD
Nie chce mi sie pisać, pa :** XD
~Nel
Opuścił ją... Tak po prostu zostawił, samą, samiutką jak palec. Wyjechał gdzieś w odległe od niej miejsce przez jej jedną głupotę i bezmyślność. Po co szła z nim do tej toalety? Proste, była pijana...
Jak zwykle musiałam wszystko spiepszyć!
Układało się tak świetnie, mieli wspaniałe plany na przyszłe życie, które już wspólnie planowali. Zburzyła wszystko niczym domek z kart. Przespała się z innym. Miała to czego inni pragnęli... Przyjaciół, chłopaka, szczęśliwe życie. Kiedy jednak doszło do "zdrady" wszyscy oddalili się od niej stając po stronie Leona. W końcu to przez nią wyjechał. Przez nią stracili z nim kontakt. Przez nią załamał się, a jego życie traciło jakikolwiek sens. Pragną zapomnieć wszystkie chwile, które z nią przeżył. Ile dałby komuś kto cofnął by czas do chwili, w której się poznali. Poszedłby w drugą stronę... Zapewne teraz nie cierpiał by tak bardzo. Pomimo tego, iż nadal ją kochał chciał rozpocząć swoje życie od nowa, bez niej. Teraz myślał, że zdradzała go już nie raz. Spała z kim popadnie (xDDD). Jednak z jej perspektywy sprawa układała się inaczej, bardziej boleśnie. W rzeczywistości została zgwałcona. O tym co tak naprawdę się stało wiedział tylko Diego, jej brat. Jednak ona nie była w stanie niczego tłumaczyć, więc sprawę odebrano jednoznacznie. Zakazała bratu wyjaśniać cokolwiek, co z niechęcią obiecał. Teraz nienawidził swoich dawnych przyjaciół. Nie wierzył, że mogli się tak zachować. Leon szybko się pocieszył. Znalazł sobie inną, aby zapomnieć o Violetcie. Robił wszystko, żeby tak się stało, jednak to w rzeczywistości nie było takie proste.
Ich życie nie było już takie proste jak kiedyś. Czy jeszcze wszystko wróci do normy?
-Mamusiu?-zapytała czteroletnia dziewczynka.
-Tak mała?-odpowiedziała Violetta.
-A Alex ciongle mi dokuca! Zabiela mi zabawki.-powiedziała oburzona Lena. Matka dziewczynki się zaśmiała.
-Może po prostu Cię lubi? Nie ma powodu, aby Ci dokuczać.
-Cyli denelwuje mnie, zeby zwlócić moją uwagę, bo mnie lubi?
-Tak, dokładnie mała.-powiedziała i przeczesała ręką włosy czterolatki.
Córka Leona i Violetty jak na swój wiek była bardzo mądrym dzieckiem. Kochali ją ponad życie, była ich oczkiem w głowie. Chodzili na spacery, place zabaw, basen. Pragnęli, aby mała pamiętała swoje dzieciństwo jak najlepiej. Kiedy się urodziła postanowili przerwać na jakiś czas swoją karierę, aby poświęcić się jej. Leon i Violetta od 3 lat są małżeństwem. Kochają się i nie wyobrażają sobie życia bez siebie. Tworzą szczęśliwą rodzinę.
~,~
Marco i Francesca 4 lata temu ożenili się. Rok po ślubie urodziła im się piękna córeczka, której nadali imię Victoria. Aktualnie spodziewają się synka Xabiego. Kiedy Vicky dowiedziała się o tym, że będzie miała rodzeństwo bardzo się ucieszyła, zresztą tak samo jak inni. Nadal mieszkali we Włoszech. Co jakiś czas widywali się ze starymi znajomymi. Mimo dzielących ich kilku tysięcy kilometrów oni nadal się przyjaźnili.
~*~
OMG... Najgorszy post ever... ;-;
Nie umiem pisać epilogów ;-;
Perdon ;-;
Tak, epilog = koniec historii :D
Hip hip, huraaa.
I tak nikt nie przejął się tym, że zawieszam bloga ;)
Ale mam dla Was pocieszenie.
Koniec historii = początek historii 2 xD
*wywraca oczami* Macie i cieszcie się... Bądź nie ;P
Niedługo powinien pojawić się prolog ;o
Jak widzicie szablon jest nowy, a od dzisiaj blog nazywa się "La historia comienza en tu corason" *-*
~Nel
PS: Tak szybko się mnie nie pozbędziecie, muahahah xD
Czy to koniec? Sama nie wiem ; / Szczerze? Nie wiem czy mam dla kogo to pisać. Jedyną osobą, która przejęła się moim odejściem była "Tinista4ever" za co jej bardzo dziękuję. A gdzie się podziała reszta? Co? Najwyraźniej nikt tego nie czyta ; / Po co mam starać się, pisać jeśli i tak... jakby to ująć... robię to bez powodu i tylko dla siebie? Nie wiem czy to ma sens. Jednak lubię pisać, więc nie wszystko stracone. Taka informacja dla Was...
Kolejny post:
Epilog = Kończę tą historię...
Rozdział = Piszę dalej ;P
Nie wiem, czego macie się spodziewać. Notka pojawi się dzisiaj? Może? Nwm ;P
Heej...
Chciałabym Was poinformować, że chyba zawieszam bloga. I tak nikt nie czyta ;c
A poza tym nie mam weny na Leonettę ;C Nie wiem czy wrócę, może. Nie będę Was zanudzać, więc kończę.
Cześć
~Nel
Zakończenie roku szkolnego co było równoznaczne z zakończeniem nauki wywołało w moim życiu wiele zmian. Jakby ktoś powiedział mi jeszcze 3 lata temu ze kiedyś będę z Marco a co więcej zaręczę się z nim wyśmiałabym go. Byliśmy zupełnie różni. Jednak przeciwieństwa się przyciągają, prawda? Doskonale pamiętam dzień w którym mi się oświadczył...
(wspomnienia pisane są kursywą) Jestem z Marco w restauracji i jemy pyszne włoskie dania. Jesteśmy tu z okazji walentynek. To nasze pierwsze wspólne święto miłości. Jestem z nim taka szczęśliwa... Co chwile śmiejemy się albo całujemy. W pewnym momencie usłyszeliśmy wolną melodię, a mój chłopak wstał i podszedł do mnie. -Zatańczymy?-spytał. -Z tobą zawszę-powiedziała mu z uśmiechem. Wstaliśmy od stołu i wyszliśmy na środek parkietu do tańca. Oplotłam swoje ręce wokół jego szyi, a głowę oparłam na jego ramieniu. On natomiast ułożył swoje dłonie na mojej talii. Kołysaliśmy się w rytmie muzyki wypływającej z pianina. Nagle on zatrzymał się i niepewnie spojrzał mi w oczy. -Mam do ciebie pewno pytanie Francesco-powiedział poważnym tonem. Zaczęłam się martwic. -Tak?-spytałam. -Boje się o to spytać, ale... Musze się wziąć w garść. Wiem ze możesz się zdziwić. -Marco nie przedłużaj proszę, martwię się. -Jesteśmy razem już ponad rok i myślę że to odpowiednia chwila. Bardzo Cię kocham i nie wyobrażam sobie jak wyglądało by moje życie gdybym
wtedy nie wylał na ciebie tego soku w barze. Pewnie nigdy byśmy się nie
poznali. Jesteś dla mnie wszystkim i chce być z tobą już do końca
mojego życia.- W tej chwili zrobił coś czego się nie spodziewałam. Uklęknął na jedno kolano i wyciągną z kieszeni czerwone pudełeczko. -Francesco Cauviglio czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? -Ja... Tak!!!-powiedziałam szczęśliwa i rzuciłam się na niego po czym
pocałowałam. To nie był pocałunek taki jak zwykle. Ten był pełen miłości
i namiętności. Ludzie którzy zgromadzili się wokół nas zaczęli bić
brawo i szeptać coś do siebie pod nosem. -Śliczna z nich para. -powiedziała jakaś pani. Zaśmialiśmy się cicho. -To najlepszy prezent jaki mogłeś dać mi na walentynki. -Twój także.
Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego. Strasznie go kocham...
-O czym myślisz kochanie?-spytał mój narzeczony lekko muskając moje usta swoimi.
-O nas. Bardzo cie kocham wiesz?
-Serio? Nie wiedziałem.
-Hmmm... -pocałowałam go namiętnie-a teraz wierzysz?
-Bardziej ale nadal nie do końca... -wywróciłam oczami.
-Trudno. To musi ci wystarczyć.
-Ale..-powiedział zrezygnowany, a ja się zaśmiałam.
*Violetta*
Los Angeles
Rano (zmiana czasu xd)
Promienie słońca przedostające się przez duże okno muskały moją twarz wybudzając mnie ze snu. Przeciągnęłam się leniwie i rozejrzałam po sypialni. Zdziwiło mnie, że nie zastałam tam mojego chłopaka Leona. ~Pewnie jest na dole~pomyślałam. Podeszłam do jasnej szafy i rozpoczęłam poszukiwania odpowiedniego stroju. W końcu wybrała kremową sukienkę oraz czarną skórzaną kurtkę. Powolnym krokiem zeszłam na dolne piętro naszego domu. Chwile rozglądałam się po piętrze, aż w końcu mój wzrok dotarł do upragnionego celu. Siedział na kanapie z gitarą przygrywając piękną melodię. Podeszłam do niego od tyłu, nachyliłam się i lekko wtuliłam całując przy tym jego policzek.
-Cóż to za melodia, hę?-spytałam-nie znam jej.
-Taki jakiś przypływ weny-zaśmiał się, a ja lekko musnęłam jego usta swoimi.
-Te quiero.-powiedziałam w swoim ojczystym języku.
-Yo tambien te quiero-powiedział i puścił mi oczko.
Nagle w mojej głowie pojawił się powiem zarys. Chłopak zagrał melodię ponownie, a ja tak jakoś... z przypływu weny muzycznej, która opuściła mnie już dawno, zaczęłam śpiewać.
Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es
Amor
To było dla mnie zadziwiające. Od dawna nie śpiewałam. Nie potrafiłam tworzyć muzyki. Może to on tak na mnie wpływa? Ten tekst jest o miłości. NASZEJ miłości.
-Widzę, że pozostała w tobie jeszcze jakaś nutka muzyki. Ten tekst był wspaniały.
-Czy ja wiem. Tekst jak tekst. Przeciętny.
-Twoje teksty nie mogą być przeciętne.-powiedział i ucałował moje czoło a ja westchnęłam.
Nagle coś mi się przypomniało...
-Już się tak nie podlizuj... I tak ty zmywasz.
-Aale...-jego usta w jednym momencie zmieniły swój kąt zakrzywienia.
-Chyba nie myślałeś, że zapomnę?-powiedziała ze śmiechem, a on zrzucił z siebie gitarę i zaczął mnie łaskotać. Wyrywałam się ale to nic nie dawało. Śmiałam się jak opętana, a jemu dawało to jeszcze większą motywację, do dalszego wykonywania tego potwornego dla mnie czynu.
-Przestań!-krzyczałam śmiejąc się.
-A muszę zmywać?-spytał na chwilę przestając, co ja wykorzystałam i zaczęłam uciekać.
-Tak!!-powiedziałam powtórnie chichocząc.
Gonił mnie po całym domu, jednak jak na złość w pokoju dostałam kolki i trochę zwolniłam, a on mnie dopadł. Wpadł na mnie i razem upadliśmy na ziemię. Zaśmiałam się a on złożył na moich ustać namiętny pocałunek. Wykonywaliśmy tą czynność dłuższy czas zapominając o bożym świecie. Jednak ktoś musiał w końcu przerwać. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Kocham Cię-powtórzył po raz tysięczny.
-Ja Ciebie też-uśmiechnęłam się.-a teraz kotku, masz randkę ze zlewem.
-FOCH-wstał tupnął nogą jak małe dziecko i wyszedł z pokoju.
-Ehh... Jak baba.-wywróciłam oczami.
-Słyszałem!-krzyknął, a ja się zaśmiałam.
~*~
Taki beznadziejny ;c
A na dodatek zaniedbuję Was ;c
Przepraszam ;c
A teraz taka wiadomość :D
Hmm... Z ankiety wynika, że opowiadanie czyta 12 osób.
Komentują 3.
Więc... ja także zastosuję taki mały szantażyk ;D
3 KOMENTARZE=ROZDZIAŁ 15
To oczywiście nie oznacza, że stawię od razu jak będzie taka ilość komentarzy, ale jak tylu nie będzie to w ogóle nie wstawię C: